https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa śmigłowca pod Toruniem. Szczegóły akcji ratowniczej

(Lau.)
fot. archiwum
W głośnikach słychać tylko przerażający krzyk - ostatni głos załogi śmigłowca bojowego Mi 24, który rozbił się przed tygodniem na poligonie między Toruniem a Inowrocławiem.

Rejestrator nagrał krzyk załogi o godz. 22.13, dlatego Wojskowa prokuratura Garnizonowa przyjęła ten czas jako moment katastrofy śmigłowca z 49 Pułku Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego. Wcześniej nic nie zapowiadało tragedii. Piloci nie zgłaszali żadnych problemów technicznych.

Wojskowi prokuratorzy przesłuchali pięciu żołnierzy biorących udział w akcji ratunkowej (m.in. kontrolerów lotu, sanitariuszy i kierowcę ambulansu).
Pierwsze na ratunek pospieszyły dwa inne śmigłowce Mi 24, które ćwiczyły na poligonie. Nie udało im się z powietrza odnaleźć wraku. W tym czasie w bezmiar poligonu ruszyła ekipa ratunkowa (zabezpieczenie ppoż., ambulans).

- Dowódca 56. Kujawskiego Pułku Śmigłowców Bojowych podjął decyzję o wysłaniu nad poligon śmigłowca z noktowizorem, ale ekipa operująca w terenie natknęła się na technika podkładowego, który wydostał się z wraku, dotarł na drogę i wskazał miejsce wypadku - informuje płk Paweł Portała, wojskowy prokurator garnizonowy w Bydgoszczy.

Zgodnie z przepisami po katastrofie samolotu bądź śmigłowca wstrzymuje się loty maszyn tego typu, by wykluczyć awarię, która mogłaby się wydarzyć innej załodze. W tym przypadku tak nie było.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska