Niestety, na początku ubiegłego roku na poligonie pod Toruniem podczas nocnych ćwiczeń taka maszyna z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim rozbiła się. W katastrofie zginął por. pilot Robert Wagner. Ich śmigłowiec wykonywał lot na zbyt małej wysokości. Zaczepił o wierzchołki drzew i runął na ziemię. Nie był przystosowany do nocnych lotów i nie do końca wyjaśniono, czy pilot miał założone gogle noktowizyjne.
To powinna być nauczka dla wszystkich odpowiedzialnych za szkolenie pilotów. Wojskowych oraz polityków oszczędzających na szkoleniu pilotów.
Dlatego z niedowierzaniem przeczytałem w "Rzeczpospolitej", że w inowrocławskim pułku szkolenia z nocnych lotów bojowych w goglach noktowizyjnych odbywały się tylko na papierze, a dokumentację fabrykowano. Zarzuty są ciężkie, ale bydgoska Wojskowa Prokuratura Garnizonowa nie dała im wiary. Z artykułu wynika, że oskarżający przełożonych żołnierz ujawnił nagrania dziennikarzom, ale nie śledczym. Może wtedy zareagowaliby inaczej?
Jeśli doniesienia "Rzeczpospolitej" się potwierdzą, będzie to oznaczać, że polska armia niczego nie nauczyła się po katastrofie "Casy", Mi-24 i Bryzy, która rozbiła się na lotnisku w Babich Dołach.