W piątek w starostwie powiatowym narada bojowa samorządowców.
- Nie wiemy, czy jest sens ogłaszać drugi przetarg - mówi "Pomorskiej" Barbara Rydygier, zastępczyni wójta gminy Konarzyny. - Pewnie stawki byłyby podobne. Zastanawiamy się, co z tym fantem zrobić. Po piątkowym spotkaniu podejmiemy ostateczne decyzje.
Jak mówi Rydygier, Konarzyny nie miały wyboru, trzeba było unieważnić przetarg. - Stawki w ofertach, które wpłynęły, były niewyobrażalne - mówi wicewójt. - Nie stać nas na dopłacenie miliona złotych. Nie mamy takich pieniędzy.
Przeczytaj też: Ogłoszą przetarg na Kaszubską marszrutę.
Konarzyny miały zarezerwowane 1 mln 200 tys. zł, tymczasem okazało się, że najtańsza oferta na pierwszą część robót opiewała na 1 mln 410 tys. zł, a na drugą - 860 tys. zł.
Burmistrz Marek Jankowski też martwi się cenami. - Najtańsza oferta to 3 mln 200 tys. zł, a mamy w budżecie 2 mln 400 tys. zł - mówi. Rozważamy, co zrobić. Alternatywą jest przeprowadzenie pierwszego etapu inwestycji. Nie możemy pozwolić sobie na dołożenie 800 tys. zł.
- Musimy poczekać jeszcze na otwarcie ofert w gminie Chojnice - mówi Marek Szczepański, członek zarządu powiatu. - To największa niewiadoma. Według wstępnych kosztorysów wartość prac miała dwukrotnie przewyższyć zaplanowane kwoty. Spodziewamy się, że przetarg pokaże bardziej realne i możliwe do zaakceptowania sumy.
Co z Brusami? Nadal nie mają gotowej dokumentacji. Stało się, że tak, choć rozpoczęły prace rok wcześniej. - Teraz mają kilkumiesięczne opóźnienie - zauważa Szczepański. - Liczymy jednak, że przyspieszą.
Na piątkowym spotkaniu trzeba będzie podjąć kilka istotnych decyzji. Na przykład tę, czy jest w ogóle z czym jechać do marszałka, by podpisać umowę na dofinansowanie Kaszubskiej Marszruty.
Czytaj e-wydanie »