- To prawda, że jest pan od dawna związany z tą firmą?
- Szefuję jej już dwadzieścia trzy lata. W tym czasie nazywałem się różnie, ale zasadniczo zawsze robiłem to samo. Jestem z tym miejscem i z tymi ludźmi bardzo emocjonalnie związany, przeżyliśmy wspólnie różne chwile lepsze i gorsze. Zaczynałem jeszcze za Gierka, dotarłem do polskiej demokracji.
- To zupełnie dwie różne epoki. Gdyby miał je pan porównać...
- Nie jest to wcale łatwe. Mogę tylko powiedzieć, że zmiany, które na przestrzeni tych lat nastąpiły, były nieuniknione i będą następowały nadal w korzystnym kierunku w co wierzę. Ogólnie rzecz traktując chciałbym jak najdłużej przetrwać z moją załogą.
- Jak wyglądało życie dawnego pegeeru w Komorowie?
- Absolutnie się nie wstydzę tamtych czasów. I wówczas, i obecnie podchodziliśmy do naszych obowiązków jednakowo rzeczowo i uczciwie. W pierwszych latach pamiętam, że w tym miejscu było jedno wielkie błoto, choć ziemie tutaj dość słabe. Mimo to dzięki wytrwałej pracy doprowadziliśmy gospodarstwo do bardzo przyzwoitego stanu. Produkujemy sześćset kwintali buraków, czterdzieści kwintali rzepaku, osiemdziesiąt pszenicy. Oczywiście z hektara. Od trzech lat mamy najlepszą oborę w Polsce, dającą jedenaście tysięcy sześćset litrów mleka od krowy, co uważam za wielkie osiągnięcie.
- Prowadzicie więc działalność wielokierunkową.
- Taka produkcja jest najbezpieczniejsza. Wychodzę z założenia, że dopóki polska polityka rolna jest dość płynna, to jak się ma sześć - siedem koni, zawsze przynajmniej trzy czy cztery ciągną. Jeden, nawet dobry koń, jeśli nie podoła, to całość się chwieje i może runąć.
- Pańska firma nie dość że przetrwała historyczne i gospodarcze zawirowania, to jeszcze ma się coraz lepiej. Jak to się dzieje?
- To zasługa całego zespołu pracującego w Komorowie. Mamy doskonałych fachowców, nigdy nie baliśmy się zatrudniać mądrych ludzi. Udało się skompletować świetny zespół, który wzorowo współpracuje ze sobą od lat.
Może to też odrobina szczęścia, bo ja, przejmując kierownictwo nad gospodarstwem, nie byłem na tyle "dorosły" aby być skostniałym, jednocześnie miałem na tyle dobrego doświadczenia, aby wiedzieć jak taka firma powinna pracować. Od samego początku życie wymogło na mnie konieczność podejmowania szybkich i ważnych decyzji. Później zbawienną okazała się być umiejętność łączenia państwowego z prywatnym. Za sukces uważam fakt, że na przestrzeni wielu lat zatrudniam ponad sześćdziesiąt osób i nikogo do tej pory nie zwolniłem z pracy.
