https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kij w mrowisko (akademickie)

Rozmawiała Iza Wodzińska
- Jeśli uznamy, że uczelnia nie powinna  funkcjonować, zostanie zamknięta. Ale młodzież  nie zostanie na lodzie.
- Jeśli uznamy, że uczelnia nie powinna funkcjonować, zostanie zamknięta. Ale młodzież nie zostanie na lodzie. Lech Kamiński
Rozmowa z prof. ANDRZEJEM JAMIOŁKOWSKIM, przewodniczącym Państwowej Komisji Akredytacyjnej, badającej warunki i jakość kształcenia w polskich szkołach wyższych

     - Państwowa Komisja Akredytacyjna działa od początku tego roku. Wcześniej, przez 12 lat rynku i demokracji, szkolnictwo wyższe rozwijało się w naszym kraju bez żadnej kontroli. Na efekt nie trzeba było długo czekać: stale pojawiają się doniesienia o oszukanych studentach, którzy wydane na czesne pieniądze po prostu wyrzucili w błoto. Od czego rozpoczęli państwo prace?
     - Czekało na nas 300 wniosków o utworzenie nowych prywatnych szkół wyższych lub rozszerzenie działalności szkół już istniejących, a wkrótce ta górka urosła do ponad 600. Od ich zaopiniowania zaczęliśmy. Większość została odrzucona - pozytywnie zaopiniowaliśmy tylko 33-34 proc. i były to głównie te, które dotyczyły rozszerzenia działalności o nowe kierunki lub specjalności. Z wnioskami o utworzenie nowych szkół było jeszcze gorzej - pozytywnie załatwiliśmy mniej niż 20 proc. Niektóre z nich były dramatycznie słabe, a niektóre zupełnie skandaliczne - jakby osoby, które je przygotowywały, nie zdawały sobie sprawy z tego, jak funkcjonuje wyższa uczelnia. Część z nich wychodziła z założenia, że jeśli w jakiejś miejscowości jest niepotrzebny budynek szkolny (liczba dzieci w wieku szkolnym stale się zmniejsza), to może w niej powstać szkoła wyższa. Bez oglądania się na taki drobiazg, że taką szkołę tworzą przede wszystkim ludzie, którzy mają uprawnienia do nauczania na poziomie wyższym - i mogą studentów czegoś nauczyć. Mało tego: muszą to być ludzie, którzy nie są już zaangażowani gdzie indziej.
     - Trudno dobrze uczyć, kiedy ma się wiele chałtur!
     - Żebyśmy mogli wydać stosowaną zgodę, pracownik naukowy, firmujący w danej szkole określony kierunek na poziomie licencjackim, może być zatrudniony najwyżej w dwóch uczelniach. Na poziomie magisterskim tylko w jednej. Kiedy weryfikując wnioski, sprawdzaliśmy kadry projektowanych uczelni, okazało się, że w wielu przypadkach ta zasada była naruszana. Myślę, że wielu wnioskodawców nie podejrzewało, że dysponujemy bazą danych, obejmującą wszystkich samodzielnych pracowników naukowych - wiemy, kto firmuje dany kierunek w Toruniu, Krakowie czy Białymstoku. Wiemy też, który z profesorów czy doktorów habilitowanych przeszedł już, ze względu na zaawansowany wiek, w stan spoczynku. Opowieści, że ktoś pracuje w 17 miejscach - co do niedawna się udawało! - dziś już nie mają z rzeczywistością nic wspólnego. A przecież bywało i tak, że niektóre szkoły płaciły ludziom z tytułami profesora lub doktora habilitowanego za to tylko, że pozwalali wpisywać swoje nazwiska do dokumentów i prospektów. Nie oczekiwały nawet, że ci ludzie będą świadczyć pracę dydaktyczną!
     - Jakich kierunków studiów te nieprawidłowości dotyczą w największym stopniu?
     - Po okresie, gdy młodzi Polacy chcieli studiować przede wszystkim zarządzanie i marketing albo prawo, teraz olbrzymia liczba młodych ludzi chce się uczyć informatyki. Uczelnie, zwłaszcza prywatne, chcą szybko odpowiedzieć na to zapotrzebowanie, bo to oznacza dla nich zysk. Tylko, że zasoby kadrowe kompetentnej profesury są bardzo ograniczone. Znamy nazwiska wszystkich tych ludzi, wiemy, gdzie pracują. Co do innych - do niedawna parających się np. matematyką - to sprawdzamy ich publikacje naukowe. W ten sposób można obiektywnie sprawdzić czy ktoś jest rzeczywiście specjalistą z informatyki, czy tylko tak mówi. Zdarzały się - dość powszechnie - przypadki, że informatyki na poziomie licencjackim miał uczyć ktoś, kto jedynie umiał posługiwać się komputerem! Naturalnie, żeby nauczać informatyki, trzeba mieć także dobre pracownie komputerowe.
     - Jakie wnioski nasuwają się po kontrolach w istniejących uczelniach?
     - Sprawdzenie wszystkich 120 państwowych i 246 niepaństwowych uczelni zajmie nam 3-4 lata. Obecnie trwają kontrole 17 kierunków studiów w różnych uczelniach. Wnioski z nich bywają smutne: stan kadry nauczającej wielu z tych szkół jest niezadowalający. Zdarzają się uczelnie, w których na 1,5 tys. studentów przypada 10 samodzielnych pracowników naukowych! I to na kierunku, na którym powinna mieć miejsce bliska współpraca student-nauczyciel akademicki. Podobne dysproporcje zdarzają się nawet w tych uczelniach, które uważa się za dobre, także w liczących się państwowych uniwersytetach. Trafiliśmy na uczelnię, która prowadziła seminaria metodą audiotele. Był przypadek, że przyjęto na uczelnię człowieka bez matury. Pewna szkoła wyższa oferowała dyplom w rok czy dwa lata, jeszcze inna - po licencjacie - dyplom wyższej szkoły z ... Kijowa. Te patologie musiały się pojawić, bo przez 10 lat nie było żadnego mechanizmu kontrolnego.
     - Czy to wszystko, co widać gołym okiem - tłok w salach wykładowych, społeczne kolejki pod dziekanatami, awantury, a nawet bójki o miejsca na listach - znajduje odzwierciedlenie w ustaleniach PKA?
     - Tak, to prawda. Choć oczywiście nie można przesadnie generalizować. W niektórych przypadkach będziemy stawiać wnioski o zawieszenie niektórych kierunków studiów.
     - Jakie jeszcze będą efekty kontroli?
     - Wyniki będą stopniowo upubliczniane: na stronach internetowych PKA i w postaci broszur, które MEN roześle do szkół. Młodzi ludzie będą wiedzieć, gdzie warto się uczyć, a gdzie nie. W wielu przypadkach PKA będzie rozstrzygała o istnieniu lub nieistnieniu danego kierunku studiów, a nawet szkoły. Jeśli uznamy, że w aktualnym kształcie uczelnia funkcjonować nie powinna, to, zgodnie z ustawą o szkolnictwie wyższym, będzie musiała zostać zamknięta! Ale młodzież nie zostanie na lodzie. W takim przypadku Ministerstwo Edukacji Narodowej albo zdecyduje o jej stopniowym wygaszaniu, albo o natychmiastowym przeniesieniu studentów do innej. Jeśli nasza ocena wypadnie pozytywnie, następnej kontroli dokonamy za 5 lat. Za trzy lata, kiedy zakończymy pierwszą turę kontroli, kandydat na studenta będzie znacznie lepiej poinformowany. Plakaty, prospekty i płatne ogłoszenia w mediach nie będą jego jedynym źródłem informacji.
     - Czy potwierdza się teza z czerwcowego raportu NIK, że większość szkół wyższych, także szacownych uczelni publicznych, podporządkowuje decyzje o naborze studentów wyłącznie kwestiom finansowym?
     - Niewątpliwie zdarzają się takie sytuacje.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska