We wtorek pociąg z Pruszcza miał odjechać o godz. 13.12, o 13.38 powinien pojawić się na stacji Bydgoszcz Główna. Jednak dotarł dwie godziny później. - Ten skład spóźnia się notorycznie. Przeważnie około dziesięciu minut. W pracy muszę być o 14, za poślizg tracę część pensji, jednak nie jest to najgorsze. Gdy zwłoka wzrasta do dwóch godzin, muszę za ten dzień wziąć urlop - mówi przerażona Czytelniczka. - Osób w podobnej sytuacji jest dużo więcej, a nie wszyscy mogą liczyć na takie zrozumienie.
Utknął przez awarię trakcji
Feralny poślizg 20 lipca był spowodowany awarią sieci trakcyjnej pod Pruszczem, ale Pruszczem Gdańskim. Ruch wstrzymano między Pruszczem Gdańskim a Gdańskiem. Po dwóch godzinach pociągi zaczęły jeździć wahadłowo. - Opóźniony skład wyruszał z Gdyni, dlatego utknął w korku - mówi Waldemar Bachmatiuk, zastępca dyrektora kujawsko-pomorskich Zakładów Przewozów Regionalnych.
Przeczytaj również jak: Grudziądzanie utknęli w Laskowicach. Pociąg pospieszny się spóźnił, a osobowy nie poczekał.
Stracony urlop
Czy w takim wypadku pasażerowie mogą liczyć na coś więcej niż tylko zaświadczenie do zakładu pracy o spóźnieniu pociągu? - Rozpatrujemy wszystkie skargi. Jednak w przypadku, gdy nie my ponosimy winę za zwłokę naszego składu, przekierowujemy ją do winowajcy. W wypadku awarii z 20 lipca - do PKP Intercity. Gdy zwłoka wynika z naszej winy i bilety nie zostały wykorzystane, zwracamy ich koszt. W przypadku utraty dnia urlopu z naszego powodu, staramy się rozwiązywać konflikt polubownie, bez ciągania się po sądach. Po prostu, straty rekompensujemy w gotówce - opowiada Waldemar Bachmatiuk.
Zniszczone torowisko
Najprawdopodobniej kilkuminutowe opóźnienia na trasie Gdynia - Bydgoszcz będą powtarzać się aż do aktualizacji rozkładu. Wynika to z przebudowy węzła tczewskiego i niedawnego wypadku na torach w okolicy Warlubia. - Tory są w takim stanie, że pociągi muszą poruszać się w zwolnionym tempie. Nie jest to nasza wina, bo za stan torowiska odpowiada PKP Polskie Linie Kolejowe. My jesteśmy jedynie ich użytkownikami - kończy Bachmatiuk.
Udostępnij