Na północ 7 stycznia wyznaczono początek strajku w bydgoskim oddziale Przewozów Regionalnych. Wszystko przez decyzję o kolejnych zwolnieniach planowanych przez zarząd.
- Nie tak umawialiśmy się z radą nadzorczą Przewozów Regionalnych w Warszawie - mówi marszałek Piotr Całbecki. - Według wcześniejszych ustaleń miało tam pracować 432 pracowników. Po to, żeby utrzymać te miejsca pracy, województwo wyłożyło 13 mln zł. Tymczasem w piątek dowiedziałem się, że planowane są zwolnienia do poziomu 277 osób. Takie działania mają na celu skłócenie załogi i doprowadzenie, w dłuższej perspektywie, do upadku przewoźnika. Trzeba pamiętać, że chodzi tu nie tylko o maszynistów czy konduktorów, ale także pracowników stacji serwisującej tabor. Po zwolnieniach będą tam pracowały 23 osoby. To za mało, żeby zakład mógł działać - dodaje.
Czytaj: Kolejarze będą strajkować
- U ludzi, którzy dostali przed świętami wypowiedzenie nie będzie w tym roku dobrej atmosfery - mówi Waldemar Bogatkowski, przewodniczący NSZZ Solidarność dzia-łających w kolei. - Ludzie czują się oszukani. Obietnice, które dostali wcześniej, zostały złamane. Tabor trzeba serwiso-wać. A stacja w Bydgoszczy jest jedną z największych i najnowocześniejszych w kraju. Przy pełnej załodze mogłaby obsługiwać całą północną Polskę. I przynosić, jako jedna z nielicznych, zyski. Podpisujemy nowe umowy, ale nie będzie komu wykonywać pracy, jeżeli odprawimy większość pracowników.
Zmiany w Przewozach Regionalnych zaczęły się od zwolnienia w połowie grudnia Waldemara Bachmatiuka, dotychczasowego dyrektora odpowiada-jącego za kujawsko-pomorski oddział. To on, wraz z władzami województwa, wypracował plan zatrudnienia na poziomie 432 osób. Nowy dyrektor póki co nie zrobił nic, żeby do strajku nie doszło.
- Po otrzymaniu informacji o planowanym strajku dyrekcja nie spotkała się z załogą - mówi Jarosław Sromala z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.b>** - Jeżeli zarząd nie wycofa się ze swojej decyzji o zwolnieniach
Czytaj e-wydanie »**
