Pani Agnieszka, nasza Czytelniczka, pięć razy w tygodniu dojeżdża z Osiedla Leśnego na Tatrzańskie. Korzysta z busa 304 należącego do prywatnego przewoźnika, firmy PH Mięs - Trans. - Chociaż jeżdżę tak dopiero drugi miesiąc, mam już serdecznie dosyć niesystematyczności, z jaką na poszczególnych przystankach pojawiają się busy. One po prostu jeżdżą jak chcą - żaliła się "Gazecie Pomorskiej" i prosiła o pomoc.
Jeżdżą sobie na skróty
- Na początku starałam się być wyrozumiała. Mimo, że bus spóźniał się już piętnaście minut, tłumaczyłam sobie, że to pewnie przez korki, a kierowca robi co może, żeby tylko być na czas. Przymykałam też oko, kiedy skracał sobie trasę - opowiada pani Agnieszka. - Ale miarka się już przebrała. Ostatnio, i to w deszczu, czekałam na niego ponad godzinę. Cieszyłam się jak dziecko, kiedy się pojawił. Machałam, aby się zatrzymał, a on patrząc się na mnie, pojechał sobie dalej. Co miałam zrobić? Wróciłam do domu taksówką - dodaje.
Kierowcy trafią na dywanik
Z prośbą o rozwiązanie problemu zwróciliśmy się do Ewy Modrzyńskiej, właścicielki linii 304. Była zaskoczona naszym telefonem. - Staramy się mieć wszystko pod kontrolą. Co jakiś czas sprawdzamy więc, czy nasi kierowcy pojawiają się na kolejnych przystankach na czas. Czasami któryś bus wypadnie z powodu jakieś awarii, ale to naprawdę sporadycznie. Podróżujący nie powinni tego nawet odczuć. To dla nas bardzo ważne, aby nasi klienci byli zadowoleni z naszych usług - mówiła.
Modrzyńska przyznała również, że kierowcy powinni jeździć stałą trasą, a na wezwanie zatrzymywać się na kolejnych przystankach. - Nie ma mowy, aby sobie ją skracali, albo nie zatrzymywali się na przystanku, kiedy ktoś stojący na nim macha. Bardzo mi przykro, że panią Agnieszkę spotkała taka przykrość. Mamy wielu kierowców, ale obiecuję, że jeszcze dzisiaj z nimi porozmawiam. Tak nie może być - zapewniła.
