- Kim jest pana serialowy bohater?
- Ma na imię Kao. To Chińczyk, który pracuje w banku w Krakowie. Jego dziewczyna Weronika (Sylwia Gliwa), córka Więcławskich (Dorota Chotecka i Grzegorz Wons), spodziewa się z nim dziecka. Mój bohater wywoła sensację w Wilkowyjach. Na początku będzie wychodził z domu tylko po zmroku
- Czy Kao z kimś się zaprzyjaźni?
- Polubi się z Pietrkiem (Piotr Pręgowski), który pokaże mu polską gościnność. Napiją się razem nawet taniego wina.
- Jak się pan czuł na planie serialu?
- Świetnie. Spotkałem tam wielu miłych ludzi. Sympatycznie rozmawiało mi się z aktorami, ale prywatnie się z nimi nie umawiałem, bo są bardzo zajęci. Może jeszcze uda nam się spotkać, zobaczymy.
- Oglądał pan kiedyś "Ranczo"?
- Pierwszy odcinek zobaczyłem dopiero w marcu tego roku. Podobał mi się. To pozytywna komedia dla całej rodziny. W moim kraju jest podobny serial.
- Jak doszło do tego, że dostał pan rolę Kao?
- Zadzwonił do mnie znajomy z łódzkiej Filmówki i powiedział, że producenci serialu szukają chłopaka z Azji, który mówi trochę po polsku. Przyjechałam na casting i się spodobałem.
- Grał pan już kiedyś?
- Tak, kilka drugoplanowych ról w Korei Południowej, mojej ojczyźnie. Granie jest ciekawe, ale tylko jako zajęcie dodatkowe. Nie jestem aktorem, zamierzam zajmować się czymś innym. Obecnie uczę się na ostatnim roku wydziału operatorskiego PWSFTViT w Łodzi i w tym zawodzie chciałbym pracować.
- W Polsce czy w Korei?
- Jeżeli będę miał na to szansę tutaj, to na pewno zostanę. Jeśli nie - wrócę do Korei.
- Dlaczego zdecydował się pan na studia akurat w Polsce?
- Kiedyś pracowałem w Korei jako asystent operatora. Spodobało mi się to zajęcie i chciałem przenieść się do Stanów Zjednoczonych, żeby poznać tam wszystkie tajniki tego zawodu. W ostatniej chwili dowiedziałem się od znajomych, którzy studiowali w Polsce, że warto przyjechać do Łodzi, bo jest tam dobra szkoła dla operatorów. Posłuchałem ich i tak trafiłem do waszego kraju.
- Szuka pan w Polsce żony?
- Na razie nie mam dziewczyny ani w Korei, ani w Polsce. Liczę jednak na to, że niedługo pojawi się odpowiednia kandydatka. Narodowość nie ma znaczenia, ważne, żebyśmy do siebie pasowali.
- Czy życie w Polsce i Korei czymś się różni?
- Tak, szczególnie pod względem kulturowym i obyczajowym. Początkowo nie mogłem się odnaleźć w Polsce, ale już się przyzwyczaiłem. Teraz żyje mi się u was tak samo dobrze jak w Korei. Ludzie wszędzie są tacy sami.
- Czy jest coś, co chciałby pan przenieść z Korei do Polski?
- To trudne pytanie. Jest dużo rzeczy, które są w mojej ojczyźnie, a nie ma ich u was, i odwrotnie. Trochę brakuje mi różnorodnej kuchni. W Korei, poza rodzimymi potrawami, je się także chińskie, japońskie i amerykańskie. W Polsce nie ma takiego wyboru. Dlatego czasami gotuję w domu. Najczęściej robię tradycyjną zupę koreańską.
- A smakują panu jakieś polskie potrawy?
- Wszystkich nie spróbowałem, ale niektóre są bardzo dobre. Lubię placki ziemniaczane, kotlety schabowe, barszcz czerwony, żurek i flaki.