Mąż był w pracy w Gdańsku, a 49-latka ze Stodółek ani myślała czekać, aż wróci do domu. Sama zabrała się do cięcia opału na zimę. W pewnym momencie drewno odskoczyło tak nieszczęśliwie, że ręka kobiety utkwiła głęboko w ostrzu tarczy piły.
Poszkodowana na szczęście nie była sama. Córka z koleżanką powiadomiły pogotowie. Czerska karetka nie mogła dojechać. Przed śliwicką przyjechali na miejsce czerscy ochotnicy. Opatrzyli rękę i starali się wspierać kobietę psychicznie. Czekano na przylot śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Poszkodowana trzymała się dzielnie. - To twarda babka - komentują znajomi. - Nawet nie zemdlała. Choć była w szoku, jedynie pobladła.
Przeczytaj również: "Tato, urwało mi nogę!" Koszmar Rafała trwa
Na szczęście ręka była ukrwiona na tyle, że udało się ją przyszyć. Ratownicy jeszcze na miejscu zrobili zdjęcie i wysłali je do konsultacji medykom ze Szczecina. Zapadła decyzja, że jest szansa na pomoc.
Niestety, palców nie udało się przyszyć. Został tylko kciuk.
Rodzina pozostaje z poszkodowaną w kontakcie telefonicznym. Szczecin daleko, więc nie od razu udało się pojechać z wizytą. Strażacy mówią, że wielkie szczęście, że gdy ratownicy przylecieli, dłoń była jeszcze ukrwiona. - Widok był bardzo przykry - mówi Andrzej Kuchenbecker, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Czersku. - Zostały ścięgna, a dłoń trzymała się ledwo na tkankach. Po opatrzeniu rany uznaliśmy więc, że trzeba działać szybko. W takich wypadkach liczy się czas. Wezwanie śmigłowca było słuszne.
Czerscy druhowie po raz kolejny pokazali klasę. Przeszkoleni medycznie poradzili sobie świetnie przed pogotowiem.
Czytaj e-wydanie »