- Ale jedno jest pewne. W każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, ten klub będzie istniał. Bo to nie zabawka sponsora tylko idea, część życia, zbudowana na przyjaźniach, wspólnych zainteresowaniach, jednocząca wielu wspaniałych, pomagających bezinteresownie ludzi - mówi prezes Jacek Borkowski.
A przyszłość zespołu po spadku z I ligi ma dwa scenariusze. - Pierwszy to taki, że zbierzemy odpowiednie pieniądze, aby na dobrym poziomie grać w II lidze, może bez ciśnienia na szybki awans, bo ten sezon pokazał nam, że bez większych pieniędzy, wzmocnień nie mamy tam co szukać. Na szczęście wszyscy zebraliśmy doświadczenia: sportowe i organizacyjne i jeśli uda się zatrzymać część graczy i zbudować budżet, to będzie dobrze - tłumaczy Borkowski. - Niestety, jest też drugi - pesymistyczny, który zakłada, że zostaniemy bez pieniędzy i zrezygnujemy z II ligi, a swoimi zawodnikami będziemy grać w III lidze - dodaje.
Ten drugi na dziś wcale nie jest tak absurdalny, jakim się wydaje. Druga liga to również spore koszty, a budżet nie kroi się na duży. Ze sponsorowania rezygnuje KPSW, nie wiadomo co zrobi PKS, miasto na pewno obniży dotację na niższą ligę, a nowych darczyńców jak na lekarstwo. Wszyscy gracze mieli roczne kontrakty, kilku może dostać dobre propozycje, więc...
- Nikomu nie będziemy obiecywać złotych gór, aby został. Zresztą skład, podobnie jak to, czy trenerem nadal będzie Jarosław Zawadka, to na dziś dla mnie sprawa drugorzędna. Zacznę o tym myśleć, gdy będę znał wielkość budżetu - zapewnia prezes Astorii.
Więcej we wtorkowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie bydgoskie.
Czytaj e-wydanie »