Sekcja kryminalna komendy w Sępólnie Krajeńskim przyjęła zgłoszenie, ale chodzi o nieletnich, więc zaraz przekaże sprawę Sądowi Rodzinnemu w Tucholi. Naczelnik sekcji mówi, że na razie w materiałach mają niewiele: przesłuchanie rodziców tego gimnazjalisty i zaświadczenie ze szpitala. Ze szkoły nie mają nic, a to już minęły dwa tygodnie. - Może coś przyjdzie pocztą? - zgaduje naczelnik.
Odczekali i poszli
Gospodarstwo w Wałdowie, stary dom, w pokoju gościnnym duży stół, przy stole rodzina, która może powiedzieć, ile też ich Michał musiał się nacierpieć. Od 9 kwietnia, kiedy to się stało aż do teraz jedna rozpacz. - On chował głowę pod kołdrę i płakał - mówią. Nie spał. I oni nie spali. Bo wiadomo, co z nim będzie? Na razie tyle wiedzą, że musi się wychorować przynajmniej do maja.
- Żeby szkoła jakoś zadziałała, ale szkoła, jakby nigdy nic - skarży się ojciec. Nawet nikt syna nie odwiedził w szpitalu. - A przecież zaraz pojechałam do szkoły - żali się matka. - Powiedziałam, że będzie operacja. Ale odzew jakby żaden. Myśleli, że zatuszują sprawę?
Więc odczekała z mężem trzy dni i poszli na policję.
- Syn tak się nacierpiał - mówi ojciec. - Że ktoś powinien za to odpowiedzieć. W wypisie ze szpitala mają: uszkodzenie moszny, ściśnięcie, obrzęk.Trzeba było zrobić "drenaż jądra prawego".
- Po tej operacji już lepiej - mówi matka. - Dopiero cośmy odebrali go ze szpitala. No to proszę zobaczyć, jak dziecko wygląda.
Michał skończy w tym roku 14 lat, drobny, blady, mówi cichutko. - W szkole to nie było pierwsze skręcanie. Takich skręceń w szkole jest sporo.
Dlaczego nikt nie idzie z tym do nauczycieli?
- Jakby człowiek poszedł na skargę, to byłby śmiech.
No bo jak tu iść do nauczycielki i powiedzieć: proszę pani, a on złapał mnie za jądra. Zresztą chłopaki raczej nie mówią: jądra. Mówią: złapał mnie za jaja. Albo złapał mnie za tutkę. I idź tu teraz człowieku do swojej wychowawczyni i powiedz, że cię od tego łapania tutka boli.
(Wychowawczyni Michała, Małgorzata Jurak, nie chce rozmawiać o tym, co się stało. - To delikatna sprawa - tłumaczy. - Jest zgłoszenie w policji, niech policja wyjaśni. Ona nigdy nie miała żadnych sygnałów, żadnych skarg od uczniów).
- Syn wrócił ze szkoły i ze wstydu ani słowa - wspomina ojciec Michała. - Położył się tylko i nie podnosił. A w nocy to już wytrzymać nie mógł. Wtedy wsiedliśmy w samochód i do lekarza.
Tendencja wzrostowa
Od kwietnia 1999 policja w Sępólnie ma specjalistę do spraw nieletnich. Specjalista daje słowo, że sępoleński powiat, to nie żadne zagłębie przemocy. Tak jak wszędzie. A to młodzi coś drobnego ukradną, czasami włamią się, wymuszą. Tak jak wszędzie jest tendencja wzrostowa. - W pierwszym kwartale tamtego roku 13 czynów, w tym kwartale 17 - wylicza młodszy aspirant Zbysław Prużyński.
W podstawówkach nie ma problemów, raczej tylko wagary, czasem coś się zdarzy, ale sporadycznie. Gorzej z gimnazjalistami. Daj pięć złotych, bo oberwiesz - mówią. Albo tak, jak w Więcborku, ktoś przed szkołą przyniesie wino i będzie przymuszał, żeby się z nim napić. Wtedy nauczyciel na lekcji poczuje alkohol i wezwie policję.
- Najgorzej jest tam, gdzie podstawówki łączą się z gimnazjum - mówi młodszy aspirant Prużyński. Zbyt wielu uczniów, starsi z młodszymi, nie rozdzielisz, choćbyś chciał.
- Ale agresji, jeśli już, to więcej jest w mieście - zaznacza.- Na wsi to rzadkość. A w Wałdowie, to w ogóle nie było zgłoszeń.
- Może dlatego w szkole nie wiedzieli, co z tym zrobić? - zastanawia się Waldemar Stupałkowski, burmistrz Sępólna. Szkoła powinna zainteresować się, wyjaśnić, powiadomić kogo trzeba. A szkoła milczała. Dziennikarzowi, który rozpytywał o zdarzenie, dyrektorka nic nie chciała zdradzić, nawet tego jak się nazywa.
Burmistrz ma żal, że o wypadku musiał dowiadywać się od ludzi. - Dowiedziałem się z wałdowskiego środowiska - mówi.
Marek Tymecki, szef sępoleńskiej oświaty, dowiedział się z prasy. Zaraz zwołał zebranie dyrektorów szkół. Gdy ogłosił, co się stało w Wałdowie, zaległa cisza. - Kiedyś mieliśmy podobny przypadek w sępoleńskiej podstawówce - wspomina Marek Tymecki. - Wtedy nagłośniliśmy sprawę, nauczyciele uruchomili programy profilaktyczne. Myśleliśmy, że nigdy więcej nic takiego się nie zdarzy.
Masz wkopane
Michał mówi, że to Mirek mu zrobił. Kolega z klasy. Mieli mieć akurat lekcje z wychowawcą. - Podszedł i mi skręcił - mówi. - Mirek lubi rządzić, więc czasami skręca chłopakom.
- Skręca - potwierdza Mateusz, kolega Michała. Mieszka niedaleko, zwykle razem jeżdżą do szkoły. Teraz Mateusz jest jedynym świadkiem tego, co stało się Michałowi. - Wielu widziało, ale wolą nie mówić.
Nie mówią też o zabawach w szafie (wpycha się jednego i kopie w drzwi, żeby śpiewał). Nie mówią o rozrywkach za stodołą, którą widać z okien dyrektorki gimnazjum. Ani o tym, jak się rozliczają na wuefie. Ktoś tylko przypomni sobie o tym chłopcu, który niby przypadkiem został przez kolegę kopnięty w krocze. - Są tacy, co się lubią. I tacy, co nie - mówią. - Wystarczy, że na kogoś krzywo spojrzysz i już masz wkopane. Taki może podejść do ciebie od tyłu i walnąć z pięchy pod łopatkę. Albo podejść i złapać za tutkę. Albo tutką uderzać o słupek. Mateusz mówi, że chłopaki ze starszej klasy dostali kiedyś uwagi za to, że brali młodszych za ręce, nogi i rozkładali tak, żeby można było wygodnie kroczem tłuc o słupek na boisku. (Dyrektorka szkoły będzie później wertowała dzienniki, żeby sprawdzić, czy były takie uwagi. - Ani śladu - powie.) W księdze wypadków dotąd nie mieli ani jednego celowego uszkodzenia ciała. Wszystkiego razem około 60 wpisów, zwichnięcia, złamania. W szkole albo w domu. - Wszystko to nieszczęśliwe wypadki spowodowane niechcący - mówią.
Sądzili, że z Michałem, też było niechcący. Może piłką dostał na wuefie? Na wuefie różne rzeczy się zdarzają.
- Chłopaki lubią sobie dać wtrysk - przyznaje kolega Michała. - Czasami nawet trochę strach iść na wuef, bo nie wiesz, komu podpadłeś i za co dostaniesz. Ten, z kim zadrzesz, całkiem przypadkiem może na ciebie wpaść, popchnąć cię, kopnąć. Ale z Michałem, to nie stało się na wuefie.
Czemu mnie sobie wybrał?
- Starsze chłopaki robią w szkole różne rzeczy. Mogą z piąchy w plecy uderzyć - przyznaje Mirek. - Ale ja do bójek się nie wtrącam - zastrzega. I jeszcze, że żadnych skręceń nigdy nikomu nie robił, więc niesłusznie w szkole wołają na niego Jajcarz. - I tak się składa, że akurat nie było mnie w szkole, kiedy Michałowi ktoś ponoć zrobił to skręcenie. Akurat zwolniłem się, żeby pójść na pogrzeb, bo zmarł dziadek kolegi - tłumaczy.
- Alibi ma, że hej - mówi mama Mirka. No niemożliwe, żeby to on zrobił. Zaraz by poznała. - Bo on, jak zbroi, to w kąt się chowa, obgryza paznokcie. A teraz nic.
- Nie wiem, czemu Michał akurat mnie sobie wybrał za winnego - dziwi się Mirek. - Ja mu przecież dzień wcześniej dałem odpisać lekcje z matematyki.
Nikt i nic
- Wszyscy pytają: co pani zrobiła w tej sprawie? A co ja mogłam zrobić? - pyta Bożena Reinke, dyrektor gimnazjum w Wałdowie. Wezwała mamę Mirka, sporządziła notatkę. Zadzwoniła na policję, ale to było już po tym, jak na policję poszli rodzice Michała.
- To bardzo niejasna sprawa - twierdzi dyrektor Reinke. Mirek twierdzi co innego, Michał co innego.
Razem w podstawówce i gimnazjum mają tu 192 uczniów i 17 nauczycieli. Trzech ma zawsze dyżur na przerwie. Powinni widzieć, że coś się dzieje. - A wtedy nikt nic nie widział - _mówi dyrektor Reinke. - Przepytałam nauczycieli i uczniów.
- Przecież są świadkowie - Michał wymienia ciurkiem nazwiska kolegów, którzy musieli widzieli, jak Mirek mu skręcał. - Mogą potwierdzić - mówi.
Nie potwierdzają. Nie widzieli, nie słyszeli. Tylko jeden Mateusz się wyłamał. - _Wstałem przed całą klasą i powiedziałem, jak było.
To mało: jeden na tylu. Więc dyrektor Reinke powtarza: - Żadnej jasności w tej sprawie. I żadnych wcześniej sygnałów, że w szkole dzieje się źle. Mieliby przecież coś w dziennikach. Dyrektorka specjalnie wertowała, szukała uwag, żeby sobie przypomnieć, czy ktoś, komuś, kiedyś coś, celowo. I nic. Znalazła tylko jeden wpis. Dotyczy Mateusza. Groził kolegom, że wsadzi im głowy do sedesu.
Kręcenie
Małgorzata Święchowicz
Złapał za jądra i kręcił - mówi ojciec tamtego. A matka tego, że niemożliwe. Przecież ten jej, jak coś zbroi, to zaraz z nerwów paznokcie obgryza. A teraz nic, więc ona jest pewna, że to nie jej syn kręcił, nie on będzie miał sprawę w sądzie.