Nie milkną telefony od Czytelników zbulwersowanych polityką kadrową władz Lipna. Jeden z sygnałów dotyczy zatrudnienia w Miejskim Centrum Kulturalnym córki przewodniczącej Rady Miasta. - Tak, to prawda. Jako kandydatka do pracy w sekretariacie spełniła wszystkie warunki, stawiane przez komisję konkursową, mam na to pełną dokumentację - mówi Katarzyna Wesołowska-Karasiewicz, dyrektorka MCK. Nowa pracownica ma dobre referencje: wyższe studia pedagogiczne, liczne kursy, biegle mówi po angielsku. Na znajomość tego języka dyrektor Karasiewicz zwraca szczególną uwagę. Chodzi m.in. o nawiązanie bliższych kontaktów z miastem bliźniaczym Lipna. - To kompetentna osoba, choć zdaję sobie sprawę, że fakt, iż jest krewną radnej, jest różnie komentowany. Zapewniam, że był to uczciwy wybór - twierdzi. Przyznaje, że wśród pięciu kan- dydatów, którzy przeszli do ostatniej fazy rozmów kwalifikacyjnych, troje było krewnymi innych radnych. - Li-pno to małe miasto - mówi dyrektor.
- Córka po pobycie za granicą wróciła do Polski, bo uwierzyła, że są teraz możliwości pracy i rozwoju dla młodych ludzi - tłumaczy Maria Turska, przewodnicząca Rady Miasta.
- W Lipnie każdą nową osobę w pracy traktuje się podejrzliwie także dlatego, że ekipa rządząca jest niekonsekwentna - uważa jeden mieszkańców. - Jak to jest, że burmistrz decyduje się na sekretarkę po maturze, bez znajomości angielskiego, a w Centrum trzeba mieć na to samo stanowisko wyższe studia i biegle mówić w obcym języku?
Czy córka radnej nie ma prawa pracować? Ma, tym bardziej, jeśli jest kompetentna. Nazwisko nie powinno jej ani przeszkadzać, ani pomagać. Nie rozumiem więc czemu, choć nosi nazwisko i swoje, i męża, podając do prasy wyniki konkursu pominięto to pierwsze?