- Ja nawet tyle nie dostaję - komentuje statystyczną pensję pani Weronika, która pracuje w sklepie spożywczym przy ulicy Konopnickiej na bydgoskim Szwederowie. - Co miesiąc mogę liczyć zaledwie na 800 złotych z kawałkiem.
- Powinienem chyba skakać ze szczęścia, że już jestem na emeryturze - stwierdza z kolei Mieczysław Staszewski z Gniewkowa. - Nikt mnie nie pośle na zieloną trawkę, nie obniży emerytury, a pieniądze zawsze wpłyną na konto pod koniec miesiąca.
Będzie jeszcze gorzej
- Pensje będą jeszcze niższe - alarmuje tymczasem Mirosław Ślachciak, prezes Kujawsko-Pomorskiego Związku Pracodawców i Przedsiębiorców. - Możemy płacić tylko tyle, ile wypracujemy. W ramach oszczędności szefowie firm rezygnują też z dodatków do wynagrodzenia zasadniczego, m.in. z premii.
Kryzys na własnej skórze odczuli już budowlańcy i pracownicy zatrudnieni w przemyśle. Ze statystyk wynika, że ich wynagrodzenia mogły spaść nawet o połowę.
W branży finansowej - bankach i pośrednictwach - pensje poleciały w dół o 30 proc. - Dotyczy to przede wszystkim sprzedających kredyty hipoteczne i inwestycyjne - uważa Michał Macierzyński, ekspert z portalu Bankier.pl.
Podobne kłopoty mają pośrednicy nieruchomości. - Mieszkania się nie sprzedają, więc nie ma prowizji - komentuje Jerzy Jerka z firmy Techinwest w Bydgoszczy, która zajmuje się m.in. sprzedażą nieruchomości na rynku wtórnym.
Już od jakiegoś czasu na swoje zarobki narzekają ochroniarze. Zarabiają aż o 42 proc. mniej od średniej płacy dla regionu. Podobnie sprzedawcy, zwłaszcza w sklepach spożywczych.
Okazuje się, że najlepiej teraz pracować w branży informatycznej. Można tam zarobić prawie dwa razy tyle, ile wynosi przeciętne płaca w Kujawsko-Pomorskiem.
Szczęście w nieszczęściu
- Dziś to ogromne szczęście, że się w ogóle ma pracę! - przyznaje prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club. Szacuje, że w ciągu trzech najbliższych lat swoje posady straci 800 tysięcy - do miliona Polaków.
- W tym czasie stopa bezrobocia będzie rosła 2-3 procent, a produkcja spadała 10-15 procent rocznie - dowodzi Gomułka. - Lepiej obniżać pensje niż zwalniać ludzi, to reakcja obronna firm na kryzys. Tylko w ten sposób uratujemy miejsca pracy.
