Krzysztof Rybiński: - Sygnały o zwolnieniach w różnych urzędach są na razie tylko na papierze. Rząd pokazowo w kilku instytucjach obetnie etaty, ale jestem przekonany, że za rok zatrudnienie w administracji będzie wyższe.
Żeby efektywnie zmniejszyć zatrudnienie w administracji, trzeba to zrobić z głową. Sprawdzić, którzy urzędnicy zajmują się wykonywaniem niepotrzebnych czynności i zwolnić tylko tych pracowników.
Czytaj też: Urzędnicy państwowi. Sejm przegłosował, by odpowiadali za swoje błędy!
ielu moich byłych studentów pracuje w ministerstwach. Ich zdaniem w resortach można ograniczyć zatrudnienie o 30-50 procent i to nie tylko bez szkody dla organizacji pracy, ale nawet z korzyścią dla niej. Obecnie sytuacja wygląda tak, że gdy w administracji pojawiają się nowi pracownicy, chcą mieć coś do powiedzenia. Dokumenty krążą między coraz większą liczbą osób. Biurokracja pęcznieje. Jeden z przedsiębiorców opowiadał mi, że w 1991 roku od momentu zaprojektowania jego zakładu do uruchomienia w nim produkcji minęło pół roku. Gdy teraz postanowił zrealizować podobną inwestycję, na samą zgodę na budowę czeka 18 miesięcy i jeszcze jej nie dostał! To jest chore!
W przyszłym roku GUS pewnie znów poda, że zwiększyła się liczba etatów w administracji publicznej. Może nie będzie ich o 7 procent więcej, tylko o 2 procent, ale to i tak nie zmieni sytuacji. Żeby zatrzymać tę machinę, trzeba postąpić jak Wielka Brytania, która zlikwidowała 25 procent etatów w administracji.
U nas też jest to możliwe. Zrobił to NBP, gdy liczba województw zmniejszyła się z 49 do 16. Przez kilka lat bank stopniowo zwalniał niepotrzebnych pracowników w oddziałach, zapewniał im szkolenia i pomoc w znalezieniu pracy w prywatnych firmach. Jak premier i ministrowie nie są w stanie zrobić tego samego w administracji publicznej, to nie umieją rządzić. Dlatego nazwałem ich nieumiakami.
Czytaj też: Krajan. Urzędnicy nawarzyli piwa. Browar musi zmienić etykietę, nawet jeśli nie ma to sensu