Swe pierwsze edukacyjne kroki stawiał w Płocku. Tam też się urodził. - Po podstawówce trafiłem do technikum budowlanego w Gostyninie. Był to bardziej przypadek niż świadomy wybór. - Nie miałem wówczas ugruntowanych poglądów na to, co będę robić w przyszłości - wyjaśnia.
Po skończeniu szkoły w ręku miał fach technika prefabrykatów wielkowymiarowych oraz zdaną maturę. Wybitnie poszła mu matematyka. Dostał najwyższą możliwą ocenę. - Wtedy przede mną i kilkoma kolegami pojawiło się pytanie: co dalej maturzysto. Bardzo poważnie myślał o nauce na politechnice. Wybrał jednak oficerską szkołę pożarnictwa w Warszawie.__
W lipcu 1982 roku zdawał egzaminy kwalifikacyjne. - Na szczęście bez żadnych komplikacji udało się dostać. Już kilka dni później stawił się do obowiązkowej służby kandydackiej. - Dla kogoś, kto nie wywodził się z rodziny wojskowej to był szok. Wojskowy dryl był przeogromny. _- Nie mogliśmy ignorować niczego z bogatego katalogu zakazów i nakazów - _przyznaje Rządkowski.
Program nauczania był również ambitny. - Przez pierwsze dwa i pół roku nie czułem się jak student uczelni pożarniczej. Dużo było przedmiotów typowo ogólnokształcących. - Początkowo jedynym akcentem strażackim była normalna służba raz w tygodniu - wyjaśnia. - Załogę wozu bojowego stanowili dwaj zawodowcy: dowódca i kierowca. Rolę typowych strażaków wypełniali studenci.
Szkołę pożarniczą z tytułem magistra i oficera zarazem skończył w 1987 roku. -_ Miałem wówczas dylemat czy wrócić do rodzinnego Płocka, czy przyjechać do Torunia - _zdradza swe rozterki. Swój wpływ na ostateczną decyzję miały nie tylko klimat i piękno grodu Kopernika, ale i dziewczyna na polonistyce.
Pierwszą pracę podjął w wydziale operacyjnym komendy wojewódzkiej straży pożarnej województwa toruńskiego. Pod jego nadzorem było wyszkolenie, przygotowanie i zorganizowanie stanowisk kierowania._W 1992 roku przeszedł do komendy miejskiej PSP. - Przez ponad dziesięć lat byłem dowódcą jednostki ratowniczo-gaśniczej_. Akurat jemu trafiła się ta największa.
Już wtedy zaczął się zastanawiać, w jaki sposób coraz bardziej dostępne technologie informatyczne i telekomunikacyjne mogą przysłużyć się w sektorze bezpieczeństwa. - W 1996 zorganizowaliśmy seminarium dotyczące konieczności zmian w organizacji służb ratunkowych w kontekście budowy autostrad. Jego intencją było stworzenie systemowych rozwiązań wymiany informacji i współdziałania poszczególnych służb.
Nieco później na podstawie doświadczeń wyniesionych z wyjazdów zagranicznych przygotowywał koncepcję stworzenia w Toruniu centrum koordynacji ratownictwa. - Początkowo wszyscy pukali się w czoło. Sądzili, że chcemy robić nikomu niepotrzebną rewolucję - tłumaczy.
W 1999 roku władze miasta stwierdziły, że centrum jednak powstanie. Za realizację koncepcji odpowiedzialny był właśnie Rządkowski. - Nie wiem, dlaczego padło na mnie. Lubię wyzwania i mam chyba dużo szczęścia.
Cztery lata później centrum koordynacji ratownictwa rozpoczęło swą działalność. Mimo, iż dzisiaj działa znakomicie, to jego szefa dalej cechuje zawziętość i determinacja. - Samemu dokształcam się m.in w zakresie informatyki i telekomunikacji. Swej pracy poświęca się bardzo.
Rządkowski bardzo lubi zarówno góry, jak i morze. - Kocham naturę. Jest niesamowita i daje wspaniałą odskocznię od wszystkiego. Lubuje się także w książkach. - Ostatnio przeczytałem "Ulicę marzycieli" jednego z wyspiarskich pisarzy. Opowiada ona o młodych Irlandczykach na tle konfliktu między katolikami i protestantami.
Przede wszystkim jednak chce zrealizować swe plany. - Po pierwsze chciałbym przebiec maraton. Marzy także o wejściu na jeden z większych lodowców europejskich. - To brzmi może kosmicznie, ale chyba trzeba mieć w życiu takie niemożliwe cele .
_- Jestem szczęściarzem. Nigdy nie zamieniłbym mojego zawodu na żaden inny - _mówi Krzysztof Rządkowski
fot. Lech Kamiński