Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Wolsztyński oficjalnie kandydatem na szefa PZLA

Tomasz Froehlke
- Inni snują wizje o tym, co chcieliby zrobić, a ja od wielu lat już to robię razem z moimi współpracownikami w regionie.

Tak mówił Krzysztof Wolsztyński, który wczoraj oficjalnie zgłosił swoją kandydaturę na szefa polskiej lekkiej atetyki.

Dla człowieka sportu miejsce wczorajszego spotkania nie mogło być lepsze - najpopularniejsza warszawska restauracja sportowa "Champions". Frekwencja też bardzo dobra - prawie 30 dziennikarzy z mediów ogólnopolskich, którzy kandydata na schedę po Irenie Szewińskiej wzięli w ogień pytań. - Nie, nie mam poparcia pani Szewińskiej, o czym oficjalnie poinformowała w Białymstoku. Podobnie jak o tym, że sama nie będzie kandydatką. Długo współpracowaliśmy, ale nie we wszystkim się zgadzaliśmy. Chciałbym kilka rzeczy zmienić, a nie mogłem tego zrobić sam, jako wiceprezes PZLA - przyznawał 50-letni Wolsztyński.

Przygodę z lekką atletyką rozpoczął w 1973 r. w bydgoskim Zawiszy, od 3 kadencji jest szefem LA w Kujawsko-Pomorskiem, a w PZLA pełni funkcję pierwszą kadencję. - Długo wahałem się, czy kandydować. Uznałem jednak, że moja ukochana dyscyplina potrzebuje osoby silnej, zdecydowanej i do tego takiej, która potrafi jednać, a nie dzielić.

"Czy skoro wiele rzeczy nie zrobił pan jako wiceprezes PZLA, to czy uda się panu to uczynić, gdy zostanie pan prezesem?" - Przykro mi, że ktoś uważa, iż niewiele zrobiłem. Przyznaję jednak, że nawet jako wiceprezes nie mogłem w pojedynkę wprowadzić kilku swoich pomysłów w czyn. Nie miałem też nic do powiedzenia w kwestiach finansowych. To mógłbym robić właśnie jako prezes. Na szczęście, po zatrudnieniu kompetentnej osoby wierzę, że obecną kadencję związek zakończy bez długów - ripostował.

Dwaj ze stolicy
Na najwyższe stanowisko w polskiej "królowej sportu" znanych jest jeszcze dwóch kandydatów: Jerzy Skucha, były szef szkolenia i członek zarządu PZLA, obecnie pracujący w Ministerstwie Sportu i Turystyki oraz Wiesław Wilczyński, były prezes żużlowego klubu z Piły, minister, obecnie pracownik Urzędu Miasta w Warszawie.

Jeśli nie zgłosi się nikt inny, na styczniowym zjeździe w Spale dwie osoby z Warszawy rywalizować więc będą z jedynakiem z Bydgoszczy. Wyboru dokona 104 delegatów z 16 okręgów. Obecny na wczorajszym spotkaniu nasz znakomity młociarz Szymon Ziółkowski nie zdradził, jak będzie głosować. Z rąk Wolsztyńskiego odebrał "Laur Królowej Sportu" w kategorii "osobowość", bo nie mógł być na niedawnej gali w bydgoskiej Operze Nova.

- Nie przypominam sobie, żeby poza mną i Zbigniewem Bońkiem jakaś inna osoba z Bydgoszczy kiedykolwiek kandydowała na prezesa polskiego związku sportowego - mówił Wolsztyński.

Pięć haseł
Głównym atutem bydgoszczanina jest skuteczność w działaniu i duże znajomości w europejskiej i światowej federacji. Dzięki temu Bydgoszcz organizowała duże imprezy, z mistrzostwami świata juniorów włącznie, a zamierza stanąć do walki o mistrzostwa Europy seniorów 2014, Drużynowe Mistrzostwa Europy w 2010 r. i kolejny raz o finał World Athletics Tour. Doczekała się miana "stolicy polskiej lekkiej atletyki".

"Czy zamierza pan przenieść stolicę do Bydgoszczy?" - pytali od razu warszawscy dziennikarze. - Polski Związek Lekkiej Atletyki jest w Warszawie i, sprawnie zarządzany, on powinien być najlepszą wizytówką tej dyscypliny sportu. A duże imprezy powinny odbywać się tam, gdzie są najlepsze warunki. Dzięki naszej pracy i świetnej współpracy z władzami miasta oraz województwa obecnie takie są w Bydgoszczy. Boleję nad tym, że w stolicy nie ma dużego stadionu z bieżnią, bo to ewenement na skalę światową. Tu również powinien być renomowany mityng - odpowiadał prezes.

Swój program wyborczy oparł na pięciu hasłach: - poprawa wizerunku PZLA jako nowoczesnej federacji sportowej; - nacisk na promocję lekkiej atletyki; - jak najlepsza komunikacja z otoczeniem; - przejrzysta polityka finansowa; - stworzenie wielkiej, lekkoatletycznej rodziny.

- Jestem entuzjastą tej dyscypliny, w której działam już 35 lat. Od wielu lat robie to, o czym inni dopiero mówią. W regionie wypracowaliśmy bardzo skuteczny model pracy. Przy boiskach z programu "orlik" powstają bieżnie, coraz lepiej doceniany jest zawód trenerski, a przy pomocy sponsorów - również z Warszawy - budżet na promocję jednej imprezy w Bydgoszczy był większy od budżetu na promocję z PZLA - mówił Wolsztyński.

Pensja musi być
Przyznał również, że w przypadku wyboru na szefa PZLA nie zamierza pracować charytatywnie: - Społecznie jestem prezesem Kujawsko-Pomorskiego ZLA i pracowałem w ten sposób przy pierwszych większych imprezach. Nie widzę powodu, żeby szef lekkiej atletyki, pracujący od świtu do zmierzchu, pozyskujący również pieniądze, robił to charytatywnie. Pensję będzie ustalał zarząd związku. Ale nie zgłaszam swojej kandydatury dla pieniędzy. Gdyby tak było, nadal prowadziłbym firmę.

Wolsztyński nie zdradził też, kogo widziałby jako swoich bliskich współpracowników. - To byłoby nieeleganckie. Przez około pół roku dokładnie rozeznałbym sytuacją kadrową i wówczas podjął ewentualne decyzje personalne, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie kompetencje. Oczywiście, w przypadku przegranej chciałbym ściśle współpracować z nowym szefem, ale liczę, że moja skuteczność i kompetencje znajdą uznanie w oczach delegatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska