Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książę" już abdykował? Przeżył trzy zamachy na swoje życie

Maciej Myga [email protected]
Luty 1999, w samochodzie "Księcia" wybucha bomba. Zginąłby, gdyby nie schylił się do schowka.
Luty 1999, w samochodzie "Księcia" wybucha bomba. Zginąłby, gdyby nie schylił się do schowka. Jarosław Pruss
Tylko w 1999 roku "Książę" przeżył trzy zamachy na swoje życie.

W lutym stracił stopy, kiedy eksplodowała pod jego samochodem bomba. We wrześniu, na klatce bloku na Bartodziejach, strzelał do niego wynajęty, prawdopodobnie przez gang pruszkowski lub powiązanego z nim Henryka M., "Lewatywę", zabójca. Krzysztofowi Wojtczakowi spod Warszawy, który później został skazany na dożywocie, udało się jedynie zastrzelić ochroniarza Waldemara W. Podczas procesu tłumaczył, że chciał tylko obrabować bogatego inwalidę, a strzelał w samoobronie. Sąd nie uwierzył w jego tłumaczenia.

"Książę" miał zostać "odpalony" jeszcze raz, w listopadzie 1999 roku. Zamach był całkowitą klapą, a wykonawca nawet nie wyciągnął przygotowanej broni. Opowiadano później, że był to amator, który później musiał uciekać z miasta, bo ścigał go nie tylko "Książę", ale i "Lewatywa", rzekomy zleceniodawca.

Przestępczy pech czy ucieczka do więzienia? 13 grudnia 1999 roku policja zatrzymała 33-letniego Waldemara W. i jego ochroniarza - Mirosława S. Mówiono później, że "Książę" chciał szybko znaleźć się za kratami - żeby przeżyć. We wsi pod Bydgoszczą mężczyźni strzelali, chcąc przestraszyć 48-letnią kobietę i wymusić od niej pieniądze. Nic się jej nie stało, a po zdarzeniu obu napastników znaleziono w swoich domach. Zostali tymczasowo aresztowani. Później W. został skazany także za inne przestępstwa, m.in. za gwałt z połowy lat 90. Wyszedł na wolność dopiero w 2007 roku. W więzieniu nabrał jeszcze większej siły i nauczył się doskonale chodzić na tytanowych protezach stóp za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kiedy wchodził bez kul po schodach do bydgoskiego sądu, zeznawać w sprawie innych bydgoskich gangsterów, widać było krople potu na jego skroniach, ale nikt nie podejrzewał, że mężczyzna w jarmułce na głowie, który przechodzi obok, nie ma stóp.

Przeczytaj także: Historia "Księcia". Przeżył trzy zamachy na swoje życie
Zapytany przez sędziego, czy chce usiąść, odmówił. Zeznawał na stojąco. Waldemar W. po wyjściu na wolność deklarował, że zszedł z drogi występku, ale to była bujda. Nadal obracał się w półświatku. W listopadzie 2008 roku przed jednym z bloków przy ul. Połczyńskiej na Bartodziejach przechodzień znalazł leżącą w kałuży krwi młodą kobietę. Opowiadał później, że prosiła, żeby kopnął pistolet, który porzuciła. Wcześniej mieszkańcy bloku słyszeli głośną wymianę zdań pomiędzy kobietą a mężczyzną i strzały. Broń znaleźli wkrótce policjanci, którzy przyjechali na miejsce. Był to pistolet walther. 21-letnia kobieta z postrzałami nóg trafiła do szpitala uniwersyteckiego. Tam przy jej łóżku czuwał "Książę".

Rozpoczęło się śledztwo. Początkowo śledczy podejrzewali, że rezydentka agencji towarzyskiej na Bartodziejach padła ofiarą gangsterskich porachunków. Później okazało się, że sama wypaliła sobie w nogi, po pijanemu.

Przez lata Waldemar W. stracił swoją gangsterską pozycję. Pod koniec 2010 roku nadarzyła się okazja, żeby wrócić na przestępczą arenę. W grudniu policja zatrzymała Tomasza B., ps. Kadafi, niekwestionowanego bossa bydgoskiego podziemia oraz jego żołnierzy. Wkrótce wyłapano większość współpracowników szajki, w tym także dilerów, grupa utrzymywała się głównie z handlu narkotykami. "Kadafi" wyszedł z aresztu śledczego, ale dopiero latem 2013 roku. Ale kiedy Tomasz B. był za kratami "Książę" miał większe pole do popisu. Chciał zebrać wokół siebie grupę młodych, zdecydowanych i brutalnych "żołnierzy", którzy wychowywali się na jego gangsterskiej legendzie.

W maju 2012 roku do policji przyszedł rozstrzęsiony pracownik nakielskiej agencji PKO. Opowiedział o tym, jak padł ofiarą gangsterów. Pod koniec kwietnia podeszli do niego na ulicy mężczyźni, którzy zapytali o to, czy nie załatwiłby im kredytu. Jeszcze tego samego dnia, ci sami ludzie zaczaili się pod jego domem i porwali go do lasu. Tam dręczyli go i grozili mu śmiercią, na wypadek, gdyby nie zgodził się na współpracę. Napadnięty miał się najpierw wkupić i dać bandytom - "za współpracę" - sześć tysięcy złotych. Sterroryzowany oddał swoją kartę bankomatową i podał do niej numer PIN. Razem z gangsterami pojechał też do Bydgoszczy, gdzie wypłacili pięć tysięcy złotych, a później w mieszkaniu zmuszali go do przekazania im informacji na temat jego firmy. Chcieli też, żeby rozprowadzał dla nich narkotyki. Mówili, ze są przestępcami "z górnej półki". Mężczyzna został w końcu uwolniony, ale na tym nie zakończyły się jego kłopoty. Po kilku dniach bandyci znów zażądali pieniędzy - "brakującego" tysiąca. A na początku maja 2012 znowu wywieźli go do lasu i tam, strasząc pałkami i maczetami (!) wymusili kolejnych sześć tysięcy złotych.

Wkrótce kryminalni schwycili pięciu podejrzanych "z górnej półki" (mieli od 21 do 31 lat). Ich szefa nie zatrzymali, ale też nie było takiej potrzeby. Wpadł nieco wcześniej, pod zarzutem innego przestępstwa. I jeszcze siedzi. To Waldemar W., ps. "Książę". Czy to koniec przestępczej kariery "Księcia"? Można jedynie domyślać się, że będzie jeszcze próbował wrócić do gry, tak jak robił to do tej pory.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska