Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książka, która "udaje"

Karina Bonowicz
fot. sxc
Rozmowa z Anną Łaciną, pisarką, autorką powieści "Sześć Dominika".

- Powieść "Sześć Dominika" zaczyna się nietypowo jak na książkę o szesnastolatce, bo od apokryfu o powstaniu człowieka. Dlaczego zostaje on stworzony na wyraźną prośbę psa?

- Jak piszę na swojej stronie, ten akurat "apokryf" nie jest mojego autorstwa. Pomysł krążył sobie po sieci, aż trafił do mnie. Ja nadałam mu formę literacką. Dlaczego człowiek zostaje stworzony na wyraźną prośbę psa? Pies, a może w ogóle zwierzęta, choć krążące gdzieś w tle, odgrywają w powieści ważną rolę. A może i inne postacie z pogranicza światów, z których istnienia nie do końca zdajemy sobie sprawę? To wprawdzie powieść obyczajowa, ale są w niej elementy nie do końca realne. Jak śpiewali Skaldowie, "życie jest formą istnienia białka, tylko w kominie coś czasem załka". Jest tam parę zakamuflowanych nawiązań do innych rzeczywistości. Parę "kluczy literackich" dla czytelnikow-detektywów, którzy lubią poszukiwać drugiego, a może i trzeciego dna.

- Tak jak Kelpian, chłopiec, który przypomina głównej bohaterce, Dominice, psa? Mnie bardziej przypomina Bursztyna z "Zielonej miłości". Czy to rzeczywiście pies zaklęty w człowieka?

- Na to pytanie każdy czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam (uśmiech). I każda odpowiedź będzie dobra. Kelpian ma wiele twarzy i można go "czytać" na wiele sposobów. Pani przypomina Bursztyna, i dobrze. Ktoś inny zwróci uwagę na końcówkę jego imienia i otworzy się mu inny ciąg skojarzeń. Arabiści i angliści zatrzymają się na skojarzeniu ze słowem kelb lub kelpie, i to też będzie dobrze. Kelpian jest "bramą" prowadzącą na inne poziomy czytania tej książki, ale nie jest to jedyna brama.

- Książka przedstawia galerię postaci na wskroś współczesnych (nastolatka, doktorant-romantyk, zwariowane małżeństwo naukowców). Czy bohaterowie mieli swoje pierwowzory?

- I tak, i nie. Żadna z tych postaci nie istnieje w realu, ale wiele "pożyczyło" różne cechy od prawdziwych ludzi. Niektóre sytuacje wydarzyły się naprawdę (paradoksalnie, przeważnie te najbardziej niewiarygodne). Byłoby jednak źle, gdyby się zacząć doszukiwać pierwowzorów wśród istniejących osób. Posłużę się słowami Agaty Christie, która na pytanie: Bohaterowie, jak sądzę, to postacie zaczerpnięte z życia, prawda? odpowiadała następująco: "...Na podobne insynuacje reaguję ze szczerym oburzeniem: Ależ skąd! Wymyślam ich. Są moi. Muszą być moimi bohaterami. Robią to, co chcę, mówią to, co chcę, może czasem mają swój własny punkt widzenia, ale tylko dzięki temu, że ja ich stworzyłam, że tchnęłam w nich życie". Zatem mamy już pomysł, mamy również bohaterów. Pora na trzeci element: dekoracje. Pierwsze dwa elementy rodzą się we mnie, jednak trzeci... hmm, z trzecim jest inaczej. Tło akcji przychodzi z zewnątrz. Ono jest, istnieje, czeka. Tła nie można wymyślić, ono jest prawdziwe, musi być prawdziwe". Ja również "tworzę" bohaterów, natomiast tło jest prawdziwe. Owszem, wprowadzam fikcję literacją, na przykład nie istnieje na UMK zakład Biologii Molekularnej, ale tego typu zabiegi są właśnie po to, by czytelnik nie próbował sobie przetwarzać "aha, Paweł to asystent Iksiński, hmmm... nie wiedziałem, że zakochał się w pani Z, a Alina to doktor Ygrekowska", itd. Staram się jednak, by historia działa się w prawdziwych dekoracjach, a ponieważ jestem perfekcjonistką, dbam aż do bólu o poprawność szczegółów merytorycznych, do sprawdzenia rozkładu jazdy pociągów w danym roku włącznie czy godziny zachodu słońca (śmiech).

- Pojawiają się również postaci epizodyczne: szukający żony Irakijczyk, Szkot zagubiony w polskiej rzeczywistości. Czy one też miały pierwowzory?

- Jak już mówiłam, pewne cechy "pożyczam" od istniejących osób, ale mieszam je dowolnie, starając się, by postacie, które wyjdą były "z krwi i kości". Inne cechy ekstrapoluję.

- Akcja dzieje się w Toruniu. Każdy torunianin świetnie się bawi, śledząc topografię miasta przedstawioną na kartach powieści. Pisała Pani z mapą Torunia, czy odtwarzała z pamięci?

- Urodziłam się w Toruniu i zdeptałam go wzdłuż i wszerz. Mimo to w niektórych miejscach zerkałam na mapę, żeby się upewnić. Pamięć ludzka jest zawodna, a Toruń ciągle się zmienia. Niektórych opisanych miejsc już nie ma albo jeszcze nie ma, ale mogłyby być. Na przykład łabędzie - były. Teraz stawek stoi pusty. A szkoda. Mam cichą nadzieję, że ludzie, czytając sceny z łabędziami, zatęsknią do nich i utworzy się jakieś "lobby" na rzecz ich powrotu do parku bydgoskiego.

- Główna bohaterka, wyrusza w podróż w poszukiwaniu siebie. Pierwsze miłości, pierwsze inicjacje seksualne, pierwsze rozczarowania... To przecież dotyczy każdego z nas. Z myślą o jakim czytelniku pisała Pani tę książkę?

- Od mniej więcej piętnastu, szesnastu lat wzwyż. Górnej granicy nie stawiam, bo ta książka tylko "udaje" powieść dla młodzieży. Ja bym ją nazwała literaturą familijną. Każde pokolenie może w niej znaleźć coś dla siebie. Książka powstała ze swoistego "buntu", że w księgarniach brakuje pewnego rodzaju literatury, że daje mi się jakiś "ersatz". Że albo jest tzw. "literatura kobieca" albo "młodzieżowa", a bardzo niewiele jest książek, które połączą przy lekturze i córkę, i matkę, i babcię, a może i ojca albo dziadka.

- Żywe, dowcipne dialogi, a nawet elementy slangu - to wszystko sprawia, że powieść czyta się szybko, od czasu do czasu zaśmiewając się do łez. Podsłuchiwała Pani język młodzieży?

- Cały czas podsłuchuję. Fascynuje mnie język jako taki. Teraz mieszkam w Wielkopolsce i wsłuchuję się w ten poznański zaśpiew, w to charakterystyczne "tej" na końcu zdania. Jest tu nawet taki dowcip: jak rozpoznać Poznaniaka w Anglii? Bo Anglik powie "Hał du ju du" a poznaniak "Hał du ju du, tej". Albo Galicja. Z prawdziwą przyjemnością słucham, jak krakowianom dźwięk rodzi się gdzieś "w głębi", jak wybrzmiewa takim charakterystycznym wibrowaniem, którego nie uświadczy się na północy Polski. Każdy region ma swoje charakterystyczne "smaczki". Boli mnie, gdy zanikają regionalizmy, gwara. Uwielbiam zgadywać po mowie, skąd może pochodzić mój rozmówca.

- Poznań ma rodzinę Borejków uwiecznioną przez Małgorzatę Musierowicz. Czy Toruń będzie miał Dominikę Wierzchowską albo Pawła Gordowicza?

- To zależy od czytelników.

- Książka pozostawia pewien niedosyt. Co dalej z naszymi bohaterami? Co z Dominiką, Pawłem, Szkotem i Irakijczykiem?

- (tajemniczy uśmiech).

- A może wróci Pani do Torunia, żeby napisać ciąg dalszy?

- Nie muszę wracać do Torunia. Gdziekolwiek jestem, zawsze jakaś cząstka mnie tkwi w Toruniu.

Sześć Dominika

"Sześć Dominika" Anny Łaciny to ciepła, humorystyczna opowieść, której akcja dzieje się w dzisiejszym Toruniu. Choć główną bohaterką jest poszukująca ojca nastolatka, to jednak powieść prezentuje galerię barwnych postaci, których losy krzyżują się w najmniej oczekiwanym dla nich momencie. Na pozór zwyczajni bohaterowie: nastolatka, doktorant UMK, Szkot native-speaker czy nauczyciel chemii wyruszają na kartach powieści w przygodę, która nazywa się po prostu: dorosłe życie. Jak sobie z tym poradzą? Przekonajcie się sami, sięgając po "Sześć Dominika".
konkurs

Zapraszamy do udziału w naszym konkursie. Wystarczy zadzwonić do naszej redakcji dziś o godz. 11.30 na numer 56 619 99 13 i odpowiedzieć prawidłowo na pytanie: gdzie dzieje się akcja powieści Anny Łaciny "Sześć Dominika" ? Na naszych Czytelników czekają nagrody w postaci egzemplarzy książki "Sześć Dominika".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska