Jest coraz mniej mieszkań oddawanych do użytku, a spadkowy trend dotyczy całej Polski. - W sierpniu 2024 roku wszyscy inwestorzy oddali łącznie 14,6 tysięcy lokali, czyli o 18 procent mniej niż rok temu i o 21 proc. mniej niż w lipcu bieżącego roku - zaznacza Katarzyna Kuniewicz, szefowa działu badań Otodom Analytics. - Deweloperzy oddali w ramach tej puli 8,5 tys. mieszkań, co oznacza spadek o 26 proc. w porównaniu do lipca i o 30 proc. w porównaniu do sierpnia ubiegłego roku. Jest to najgorszy sierpniowy wynik od ośmiu lat.
Tendencję spadkową widać także w województwie kujawsko-pomorskim. Analizujemy sierpniowe dane mieszkaniowe z kilku ostatnich lat. - W sierpniu 2024 roku oddano do użytkowania w naszym regionie 593 mieszkania, natomiast rok wcześniej o tej porze były to 844 mieszkania - informuje Michał Cabański z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Badań Regionalnych w Bydgoszczy. To oznacza spadek o prawie 30 proc.
Na pocieszenie: w lipcu br. inwestorzy ukończyli i przekazali 457 lokali mieszkalnych, więc sierpień w porównaniu z nim był lepszy, ale i tak widać, że coraz mniej nowych mieszkań pojawia się na lokalnym rynku. Powodem jest przede wszystkim deficyt działek pod zabudowę wielorodzinną. Znalezienie gruntu pod kolejny blok w centrum miasta jest prawie niemożliwe, a gdyby taki jeszcze istniał, cena byłaby pewnie przynajmniej trzy, cztery razy wyższa od stawki za działkę o podobnych parametrach, lecz pod miastem. Nawet, gdyby dewelopera stać było na zakup parceli w śródmieściu, i tak odbiłby sobie ten powiększony wydatek, podwyższając ceny mieszkań za metr kwadratowy. W czasach i tak rekordowych już cen nieruchomości deweloper nie miałby pewności, że znajdzie zainteresowanych na jeszcze droższe mieszkania, niż podobne na rynku. To dlatego rezygnuje z zakupów działki w centrum. Woli kupić tańszą, lecz na obrzeżach miasta, nawet pod miastem. Wtedy prawdopodobnie klienci będą zainteresowani zakupem „M”.
Rynek zmienił się nam krótko po pandemii
Gdy nastał koronawirus, rozwinęło się budownictwo indywidualne (domy, a nie bloki). Tak się stało, ponieważ ludzie, zmęczeni następnymi lockdownami, zapragnęli wyjść z czterech ścian w bloku. Zamarzył im się nawet mały dom, byle miał kawałek zielonego miejsca. Tego ogrodu było im trzeba. Wielu Polaków kupiło działki budowlane i zaczęło stawiać domy i domki. Jeśli nabyli parcele pod miastem, w gminie, która jeszcze nie należy do najpopularniejszych pod miastem, mogli postawić np. 100-metrowy, parterowy dom (do wykończenia wewnątrz) w cenie, w jakiej kupiliby 3-pokojowe mieszkanie w stanie deweloperskim w mieście. Pod koniec pierwszego roku pandemicznego, czyli w ostatnim kwartale 2020 roku, w naszym województwie oddawało się co miesiąc przeważnie ponad 1000 mieszkań do użytku.
Koszty robocizny również sprawiają, że część deweloperów oferuje mniej nieruchomości. Według GUS, w lipcu 2024 roku (akurat ostatnie dostępne dane) ceny budowy budynków wzrosły o 0,4 proc w porównaniu do czerwca. Niby niecałe pół proc. to niewiele. Jeśli jednak przykładowo budowa 150-metrowego domu, łącznie z jego wyposażeniem, kosztuje np. 1 mln zł, a trzeba doliczyć cenę działki (pod miastem 1000-metrowa działka coraz rzadziej kosztuje mniej niż 100 tys. zł), wówczas wspomniane 0,4 proc. to już może być nawet kilkanaście tysięcy zł. O tyle więc niekiedy więcej muszą zapłacić inwestorzy wykonawcy robót.
Dom-reaktywacja
Nawet tutaj deweloperzy oraz spółdzielnie mieszkaniowe znajdują rozwiązanie. Kupują działki, na których stoją budynki, często wielorodzinne, do wyburzenia. Albo zrównają te ruiny z ziemią i postanią apartamentowce, albo przeprowadzą generalny remont. Potem znowu będą mogli oferować nowe lokale na sprzedaż.
