Ta wytwórnia ma w swojej stajni takie gwiazdy, jak Doda i Kombi. Zespół Kumka Olik z Mogilna jest więc skazany na sukces.
Gdy 20 lat temu na świat przyszedł Kuba Holak, jego ojciec Stanisław praktycznie rozpoczynał karierę z zespołem Malarze i Żołnierze. To wówczas cała Polska śpiewała "Po prostu pastelowe" - przebój lata 1988 roku. Gdy Kuba miał roczek, jego ojciec stanął na deskach opolskiego festiwalu i to od razu na koncercie "Gwiazdy i piosenki '89". Gdy rodził się Mateusz, zespół taty rozpadał się ze względów ekonomicznych.
Nie pasowali do Opola
W domu Holaków muzyka zawsze zajmowała ważne miejsce. Ojciec nigdy jednak nie zmuszał ich do grania. Muzykę musieli mieć we krwi, gdyż z czasem sami zaczęli sięgać po gitary. Rok temu 14-letni Mateusz i jego starszy o pięć lat brat Kuba nagrali w garażu płytę demo i rozesłali do największych wytwórni. Odezwał się Sonic Records. - Jakiś facet powiedział nam, że jak zagramy w Opolu, to nam wyda płytę - wspomina Kuba. Perkusisty nie musieli daleko szukać, bo Sławek Szczeblewski mieszkał na tej samej ulicy.
Zagrali razem kilka prób i pojechali do Bydgoszczy na eliminacje do opolskich "Debiutów". - Jechaliśmy tam z nastawieniem, że raczej nam się nie uda. No bo my zupełnie nie pasowaliśmy do Opola - śmieją się. Grają mocnego, energetycznego, gitarowego rocka. A Opole przyzwyczaiło słuchaczy raczej do delikatniejszego grania.
Ku swojemu zaskoczeniu znaleźli się w piątce zespołów zakwalifikowanych do eliminacji ogólnopolskich. Dopiero po tym wydarzeniu dali swój pierwszy koncert przed mogileńską publicznością. Zaczęli koncertować po Polsce. Wygrali festiwal "Katar" w Toruniu. Wreszcie doszło do centralnych eliminacji do festiwalu w Opolu. - Mateusz odpyskował Elżbiecie Skrętkowskiej raz czy dwa. Zawsze mówi to co myśli. Taki już jest. Myśleliśmy, że pogrzebał nasze szanse na Opole, ale widać to swoją zadziornością zauroczył jury - opowiada Kuba. O tym, że pojadą na festiwal Mateusz dowiedział się podczas lekcji religii w gimnazjum. Oznajmiła mu to dziennikarka telewizyjna w towarzystwie kamerzysty. - W szkole szok. Nawet dyrektor zaczął mnie lubić - śmieje się Mateusz.
Wkrótce wchodzą do studia
Na festiwalu odstawali od reszty. Jako jedyni zagrali bez półplaybacku, na totalnego żywca. Jako jedyni ostro, tak jak lubią. "Debiutów" nie wygrali. Gdyby mocno wzięli do siebie to, co na swój temat wyczytali na mogileńskim forum internetowym, zakończyliby karierę. - Krótko mówiąc, nie jesteśmy lubiani w Mogilnie - mówi Mateusz. Dostrzegli ich jednak ludzie z tak zwanego "światka muzycznego". Ich strona internetowa przeżyła wielkie oblężenie. Przestała działać trzy godziny po festiwalu. Trzy dni po koncercie zgłosił się do nich Universal Music Polska z propozycją kontraktu płytowego.
Chłopcom nie pozostało nic innego, jak tylko dać się ponieść fali sukcesu. Zdobyli drugą nagrodę na słynnym festiwalu w Jarocinie. Pojawili się na składance Piotra Kaczkowskiego "Minima Jarocin PL". Ich utwory grała radiowa "Trójka". Wreszcie podpisali kontrakt. Ma on obowiązywać przez trzy lata od daty premiery pierwszego albumu. Przez ten czas Kumka Olik ma nagrać trzy płyty. Do każdej z nich mają powstać co najmniej dwa teledyski. - Jak rozmawiają z nami koledzy z innych zespołów, to mówią: chłopacy, ile wyście osiągnęli w ciągu roku. My na to patrzymy inaczej. Uczestniczyliśmy przecież w tych wszystkich sytuacjach, więc wiemy, że zaszlibyśmy dalej, gdyby każdy z nas dał z siebie więcej - mówi Kuba.
Wkrótce chłopcy wchodzą do studia. Są przekonani, że to będzie ich rok. Z pewnością usłyszymy o nich w stacjach radiowych, zobaczymy w telewizjach. Być może trafią na okładki młodzieżowych pism. Już dziś można powiedzieć, że osiągnęli wielki muzyczny sukces. W Mogilnie jedynie zespół ich ojca zaszedł dalej. Mają szansę osiągnąć więcej.