MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lalki gardzą szufladą

Anita Chmara, Sabina Waśko Sabina Waśko
Czym jest teatr lalkowy? Jak trudno odpowiedzieć na to pytanie, przekonali się ci, którzy śledzili Międzynarodowe Toruńskie Spotkania Teatrów Lalek, organizowane przez "Baj Pomorski". Grało wszystko: nawet łyżki, dętki i szachy. Przed południem dla dzieci, wieczorem dla dorosłych.
     Festiwal trwał sześć dni, a zakończył się w piątek. Na brak różnorodności nie mogliśmy narzekać. Był i domowy teatrzyk, prowadzony przez jednego aktora, i piękna baśń w barwnej, plastycznej oprawie, przygotowana z pompą i rozmachem. Lalki starsze od niejednego teatru, bo 160-letnie oraz nowoczesny "Lear" z "Kobranocką" na scenie. Wzruszająca historia bożonarodzeniowa i "teatralny horror metafizyczny" o losie ptaka. Kolejny raz toruński festiwal udowodnił, że teatru lakowego nie da się zamknąć w jednej szufladzie. Mogą żałować ci, którzy do "Baja Pomorskiego" się nie wybrali. A jeśli już żałują, na pocieszenie mówimy, że za rok jubileuszowa, dziesiąta edycja.
     Najlepsi
     Przedstawienia oceniane były przez jury dziecięce oraz profesjonalne. Młodsze jury przyznało Grand Prix spektaklowi "Kopciuszek" Teatru "Dom Lalek" z St. Petersburga. Trudno się dziwić werdyktowi. Cały teatr składał się z obrotowego podestu z "okienkiem", w którym pojawiały się niewielkie marionetki, doskonale wykonane i prowadzone. Świat w miniaturze wyglądał jak prawdziwy: lalki tupały, tańczyły, a nawet mrugały oczami, a ulubiony pies Kopciuszka biegał w poszukiwaniu swej pani, kręcił łebkiem i machał ogonem. - Tak trudno teraz o marionetki w teatrze - uzasadniało swój wybór młodsze jury. - Trudno też o tak mistrzowskie ich prowadzenie. A poza tym to po prostu bardzo pięknie opowiedziana historia.
     "Starsze" jury zdecydowało, by nagrodę główną otrzymał spektakl - "Śmieszny Staruszek" Wrocławskiego Teatru Lalek. Nagrodzono przede wszystkim konsekwencję w budowaniu teatralnego świata i świetną scenografię Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Reżyser Wiesław Hejno udowodnił, że tekst Tadeusza Różewicza jest nadal aktualny, choć od jego powstania minęło kilkadziesiąt lat. Koncepcja reżyserska polegała na rozbiciu głównego bohatera na kilka postaci. - Spektakl pokazuje prawdy dotyczące ludzi: ich złożoność, śmieszność i tragiczność. Człowieczeństwo zostało rozliczone bezwzględnie - mówił jeden z członków jury, który chciał zachować anonimowość. - W przedstawieniu widać nowatorskie podejście inscenizacyjne do znanego utworu, próbę nowego odczytania. Myślę, że między innymi to przesądziło o werdykcie.
     Dla dzieci
     Oprócz tego mieliśmy jeszcze cały korowód rozmaitych nagród. Prawie nie było spektaklu, który nie zebrałby laurów. Jednak największą nagrodą, jak zwykle, są oklaski widzów. Tych nie szczędzono. A widzowie wcale nie wymagają scenicznych cudów. Dzieci świetnie bawiły się na przykład na spektaklu "Osiem dni stworzenia świata" węgierskiego Teatru Vaskakas Babszinhaz, w którym aktorzy dostają od Boga kolejne polecenia (słychać tylko głos, który rozbrzmiewa gdzieś pod sufitem). Mają pokazać za pomocą teatralnej metafory muzykę, światło i ciemność, stworzenie roślin, zwierząt, ludzi. Metaforą okazują się dętki cienkie, grubsze i całkiem grube, które potrafią zmienić się dosłownie we wszystko. Trzeba było widzieć, jak na przykład walczyły ze sobą dwa "dętkowe" koguty! Cała zabawa polegała na zgadywaniu, co też nowego wyczaruje węgierski teatr.
     Z wielkim entuzjazmem młodzi widzowie przyjęli też przedstawienie gospodarzy festiwalu "Pierścień i róża", którego akcja rozgrywa się na wielkiej żółto-niebieskiej szachownicy. Przesuwają się po niej ogromne, również żółte i niebieskie lalki. Podobno aż tak dużych jeszcze w "Baju" nie oglądano. Jury dziecięce zwróciło uwagę przede wszystkim na wspaniałą kreację aktorską Jacka Pysiaka, który otrzymał nagrodę za stworzenie postaci najbliższej dzieciom. Nagrodę ufundowała "Gazeta Pomorska".
     
     Ten nurt rozpoczął "Lear" Teatru "Baj Pomorski" w reż. Aleksieja Leliawskiego, podczas którego na żywo gra "Kobranocka". Spektakl znalazł się w stałym repertuarze "Baja Pomorskiego", więc mimo że festiwal za nami, można go zobaczyć. "Lear" niewiele ma lalek, raczej wielkie wypchane postacie-szmacianki, które targają ze sobą po scenie aktorzy. Właśnie ze względu na formę i nieco komiksowo-klipową konwencję warto się wybrać.
     Ale były też przedstawienia całkiem odmienne. "Miłość i cały ten teatr" z Niemiec to spektakl, który rozgrywał się w niewielkich drewnianych ramkach. Aktorka za pomocą dłoni i 40 glinianych główek stworzyła historie ich życia. Z kolei Ding Foundation, teatr z Londynu, przywiózł przedstawienie "Być ptakiem", które bez przesady można nazwać teatrem grozy. Dość powiedzieć, że już w pierwszej scenie pojawiają się dwa równoległe obrazy: kura, która znosi jaja i przezroczysty garnek, w którym jaja się gotują. Przedstawienie jest opowieścią o niewoli i marzeniach, których nie można zrealizować. O dziwnym systemie, który powoduje, że trzeba siedzieć w klatce i patrzeć, jak wszystko, co dla nas cenne - umiera.
     Jak co roku, tak i teraz "Baj Pomorski" postarał się o właściwą oprawę festiwalu - rozpoczęło się paradą przebierańców, zakończyło widowiskiem, w którym głównym bohaterem był ogień. Rzecz działa się już po zapadnięciu zmroku, w Fosie Zamkowej. I kto powie, gdzie kończy się teatr lalek i animacji?
     Swoją drogą, ciekawe, jakie atrakcje organizatorzy zaplanują na przyszły, jubileuszowy rok.
     PS. Organizatorzy festiwalu dziękują za naszym pośrednictwem władzom miasta Torunia, a także sponsorom i fundatorom nagród.
     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska