- Czy odpłatność za studia w uczelniach państwowych powinna być wewnętrzną sprawą uczelni, czy regulacji centralnych?
- To winna być, moim zdaniem, sprawa wewnętrznej polityki uczelni. Uniwersytetowi jest obojętne czy pieniądze za kształcenie studenta dostanie od ministra edukacji, czy z innej kieszeni. Ważne, aby znalazły się w kasie uczelni. Budżet państwa jest takim samym kontrahentem dla uczelni jak student, który chce podjąć kształcenie w określonym kierunku za własne pieniądze, jak instytucja czy samorząd lokalny, który chce płacić za kształcenie grupy osób, jak sponsor prywatny, który ma ochotę fundować stypendia... UMK wydolne jest do kształcenia 30 tysięcy studentów rocznie. Jeśli budżet państwa pokryje koszty kształcenia 30 tysięcy osób, to uniwersytet takie zamówienie zrealizuje i nie będzie robić dodatkowego naboru w trybie zaocznym i wieczorowym za prywatne pieniądze słuchaczy. Skoro jednak państwo nie ma pieniędzy, aby złożyć taką ofertę, a chce regulować liczbę miejsc w uczelni, to w końcu uniemożliwi funkcjonowanie uniwersytetowi. Albo wykłada się pieniądze i stawia warunki, albo - skoro nie ma pieniędzy budżetowych - zachowuje daleko idącą dyskrecję.
- Wyobraźmy sobie, że budżet państwa zapłaci UMK za kształcenie 30 tysięcy studentów. Jaką rząd ma gwarancję, że pan jako rektor, nie uruchomi odpłatnych studiów wieczorowych i zaocznych kosztem jakości kształcenia? Jaką ma gwarancje, że dla zwiększenia zysków uczelni nie będzie kształcił studentów np. biologii w wynajmowanej sali gimnastycznej?
- Nie pozwoli mi na to akredytacja. Akredytacja określa warunki, w jakich powinno odbywać się kształcenie na poziomie wyższym w zakresie poszczególnych kierunków. Budżet państwa może zatem wpływać na jakość kształcenia poprzez licencję wydaną przez Państwową Komisję Akredytacyjną. Oczywiście, taka sytuacja będzie możliwa dopiero za kilka lat, ponieważ Państwowa Komisja Akredytacyjna dopiero rozpoczyna pracę, choć powinna być powołana dwadzieścia lat temu.
- Jak dotacja państwowa ma się do rzeczywistych kosztów kształcenia na studiach stacjonarnych? Czy opłaty za miejsca komercyjne pokrywają koszty faktycznego kształcenia? Od czego zależy wielkość opłaty? Od popytu?
- Dotacja państwowa na studiach stacjonarnych starcza, niestety, na pokrycie 75-80 procent rzeczywistych kosztów kształcenia. Pozostałe 25-20 procent uniwersytet uzupełnia zwiększoną liczbą osób studiujących. Jest to możliwe, bo w ogólnej kalkulacji są tzw. koszty stałe, niezależne od liczby osób studiujących. Ale, oczywiście, ma to wpływ na większy lub mniejszy komfort studiowania. Koszt miejsc "komercyjnych" na studiach zaocznych kształtuje się od 1000 do 2200 zł za semestr. Finansują je w stu procentach (czasem nawet z pewnym nadmiarem) sami studenci. Odpłatnością za te miejsca rządzą dwie zasady. Na kierunkach prawno-ekonomiczno-humanistycznych ceny dyktuje popyt. Na kierunkach przyrodniczych, które wymagają zaplecza laboratoryjnego, koszt aparatury i koniecznych materiałów ma przede wszystkim wpływ na wielkość opłaty semestralnej.
- Czy kształcenie na poziomie uniwersyteckim może być traktowane jako element programu walki z bezrobociem?
- Tak. Czy taniej jest zwiększyć - na przykład - o 5 tysięcy liczbę miejsc stacjonarnych (opłacanych z budżetu państwa) na uczelni, czy zorganizować dla 5 tysięcy osób miejsca pracy w formie robót publicznych? Jak nie liczylibyśmy, inwestycja w edukację jest o wiele efektywniejsza. Świat wie o tym od dawna. Moim zdaniem lepiej dać uczelniom więcej pieniędzy i skłonić je do uruchomienia kształcenia w systemie trymestralnym tak, aby budynki uniwersyteckie były czynne przez okrągły rok, rozbudować system studiów wieczorowych i kształcenie na odległość, a przede wszystkim skłonić uczelnie do otwierania filii aniżeli marnować pieniądze na nie dające gwarancji powodzenia inne pomysły. Kiedy do UMK przyjeżdżają goście z uczelni na innych kontynentach nie mogą pojąć, dlaczego jesteśmy tak rozrzutni i utrzymujemy puste, przez co najmniej trzy miesiące w roku, budynki akademickie. Tymczasem na wsi popegeerowskiej młodzież ginie. Nie ma stypendiów, aby się kształcić, nie ma nawet pieniędzy, aby do uczelni dojechać. Tym młodym ludziom trzeba dać szansę.
Niedawne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego stwierdza, że wprawdzie uczelnie państwowe mają prawo pobierać opłaty za studia, ale studentów studiów płatnych nie powinno być więcej aniżeli studentów, których naukę dotuje budżet państwa.