MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Latanie sobie wymarzył. Odszedł Roman Rosołowski (1920-2013)

(has)
Rok 1938. Pan Roman znalazł się wśród 158 absolwentów bydgoskiej szkoły lotnictwa
Rok 1938. Pan Roman znalazł się wśród 158 absolwentów bydgoskiej szkoły lotnictwa ze zbiorów rodzinnych
Kochał samoloty. Był absolwentem bydgoskiej szkoły lotników. We wrześniu 1939 r., jako strzelec pokładowy i radiotelegrafista z pokłady "Łosia" bronił polskiego nieba. Po wojnie pracował w PLL "LOT".
Rok 1938. Pan Roman znalazł się wśród 158 absolwentów bydgoskiej szkoły lotnictwa
Rok 1938. Pan Roman znalazł się wśród 158 absolwentów bydgoskiej szkoły lotnictwa ze zbiorów rodzinnych

Rok 1938. Pan Roman znalazł się wśród 158 absolwentów bydgoskiej szkoły lotnictwa
(fot. ze zbiorów rodzinnych)

20 kwietnia 2013 r., w wieku 93 lat zmarł Roman Rosołowski, jeden z nielicznych bydgoszczan, który miał szczęście latać na najlepszym polskim bombowcu PZL-37 "Łoś".

Miał zostać leśnikiem. Taki zawód wymarzyli dla syna rodzice. Ale nastoletni Roman inną dla siebie przyszłość widział. Ciągnęło go do samolotów.

W 1935 r. wstąpił do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Choć łatwo nie było, skończył szkołę, dzięki której mógł zrealizować marzenia o lataniu.

Polscy i francuscy jeńcy w obozie pracy w miejscowości Annder nad Renem. W tle wieża, w której mieszkali jeńcy. Pan Roman siedzi pierwszy z prawej (dłonie
Polscy i francuscy jeńcy w obozie pracy w miejscowości Annder nad Renem. W tle wieża, w której mieszkali jeńcy. Pan Roman siedzi pierwszy z prawej (dłonie na kolanach) ze zbiorów rodzinnych

Polscy i francuscy jeńcy w obozie pracy w miejscowości Annder nad Renem. W tle wieża, w której mieszkali jeńcy. Pan Roman siedzi pierwszy z prawej (dłonie na kolanach)
(fot. ze zbiorów rodzinnych)

Gdy wybuchła wojna służył w I Pułku Lotniczym w Warszawie. - Do dziś nie wiadomo, dlaczego "Łosie", takie wspaniałe samoloty, zostały skierowane do walki dopiero 4 września. To był ogromny błąd - wspominał w "Albumie" w 2007 roku.

17 września 1939 r. pan Roman znalazł się na kresach wschodnich (tego dnia Sowieci zaatakowali Polskę). "Łoś", na pokładzie którego się znajdował, był ostrzeliwany i został uszkodzony. Dowódca zdecydował o przymusowym lądowaniu w Mukoszynie.

- O 6.00 rano przyleciały rosyjskie samoloty. Zadzieram głowę, a na niebie widzę maszyny z czerwoną gwiazdą. Byliśmy zaskoczeni i zdezorientowani. Chwyciłem za broń i zacząłem strzelać. Miałem wiele szczęścia, że mnie wtedy nie zabili. Cały Mukoszyn spalili - opowiadał.

20 września, pod Dęblinem dostał się do niemieckiej niewoli. Wojnę przetrwał w niemieckich obozach.

- Miałem w życiu dużo szczęścia. Byłem w czepku urodzony - mówił nam przed sześcioma laty.

Wiadomości z Bydgoszczy

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska