Weronika Karwowska
Weronika Karwowska
Urodziła się w Łodzi 1 stycznia 1980 r. Córka malarza i grafika Kuby Grzybowskiego. Studiowała architekturę wnętrz w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Dyplom dostała z wyróżnieniem w Katedrze Scenografii. Robiła scenografię i kostiumy do filmów reklamowych. Na deskach teatru zadebiutowała przygotowując scenografię i kostiumy do przedstawienia pt. "Fioletowa Krowa" w reżyserii Edwarda Wojtaszka w Teatrze Nowym Praga, w Fabyce Trzciny (2005). Dostała wyróżnienie Instytutu Teatralnego za kostiumy do przedstawienia "Fioletowa Krowa".
- Czy wierzy pan w dobro i zło?
Łukasz: - Wiara nie ma tu nic do rzeczy. Z pewnością dobro i zło jest, ale moim zdaniem wszystko zależy od kontekstu.
Weronika: - Ale czasem mamy różne zdania na ten temat.
Łukasz: - W jednym się za to zgadzamy, że dobro i zło walczą ze sobą.
- A w waszym filmie "Południe-Północ", który niedawno wszedł na ekrany?
W: - To co jest złem może okazać się dobrem. Nie zawsze jesteśmy w stanie określić co jest złem, a co dobrem. Ten film uczy tolerancji i pokory wobec życia, które jest tajemnicą.
- To dlatego wymyślił pan scenariusz: mnich spotyka prostytutkę i pojawia się miłość?
Ł: - Fascynują mnie kontrasty, to najciekawsze w filmie. Film bez kontrastu jest miałki. Nie wyobrażam sobie filmu, w którym bohaterowie nie przechodzą jakiejś wewnętrznej przemiany. Do tego potrzebny jest kontrast.
- Mnich ma przeżyć metamorfozę spotykając prostytutkę?
Ł: - I odwrotnie. Oni uczą się od siebie. On jest uporządkowany, ona ma w sobie wiele radości życia, ale oboje stoją na granicy życia. Dopełniają się, tak jak dopełnia się życie, właśnie poprzez zderzenie dwóch światów, różniących się od siebie ludzi, tak jak noc i dzień.
- Ale dlaczego nazywać to miłością, skoro ich światy są od siebie tak bardzo oddalone?
W: - Gdy przeczytałam scenariusz mojego męża bardzo się wzruszyłam, choć czasem Łukasz narzeka, że jestem zbyt krytyczna. Każda miłość jest trudna, nawet taka pomiędzy zwykłymi ludźmi, pozornie z tych samych światów. Kobieta i mężczyzna bowiem, to dwa skrajne bieguny. Nie musi to być zakonnik i prostytutka, aby trudno było uporać się z miłością. W tej filmowej historii znalazłam wiele prawdy o mężczyźnie i kobiecie, którzy dopiero w obliczu śmierci uczą się siebie, wsłuchują się w siebie, chcą usłyszeć i zobaczyć, czym jest miłość.
Żona jest moim tygrysem, napędza mnie i chce mi się robić filmy o miłości.
- Jest pan torunianinem. A jeśli ojciec Tadeusz Rydzyk uzna, że pan bluźni, opowiadając historię miłości prostytutki i mnicha?
Ł: - Jeśli ojciec Rydzyk obejrzy ten film, może będzie to też ciekawe doświadczenie dla niego. Mnich i prostytutka to postacie tego filmu, ale tak naprawdę są to pewne symbole. Spotyka się para ludzi, mają problemy, są zagubieni i zbliżają się do siebie. Mogłaby to być równie dobrze inna para. Film jest dość "prostą" sztuką; ogląda się go 1,5 godziny i trzeba sobie wiele dopowiedzieć samemu. Książkę czyta się kilkanaście godzin, dojrzewa się z każdą przeczytaną stroną do puenty. Zasady filmu są precyzyjnie określone. Pokazuję bohatera, który wychodzi z zakonu i od razu wiemy, kim on jest. To samo z dziewczyną: ma mini i buty na szkaradnym obcasie, ale refleksja nad tymi postaciami przychodzi później. Ich zewnętrzność, powierzchowność, to tylko pancerz, pod którym ukryte są prawdziwe emocje.
W: - To film o tym, że miłość potrafi przezwyciężać różne trudności i jest lekcją dla tego, który kocha. Jeśli kocha naprawdę, uczy się czegoś.
- Nieszczęśliwa miłość, jak prawie zawsze w polskim kinie.
Ł: - To nie jest nieszczęśliwa miłość. Główny bohater jest chory, bohaterka też, ale mnóstwo ludzi jest chorych. Tu ważniejsze jest to, że ci ludzie zmieniają się w obliczu miłości, dostali taką szansę i skorzystali z niej.
Łukasz Karwowski
Łukasz Karwowski
Urodził się w Toruniu 30 grudnia 1965 r. Studiował w National Film and Television School w Londynie. Absolwent Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi (1990). Jeden z jego szkolnych filmów - "Wstęga Möbiusa" - otrzymał nominację do studenckiego Oscara (1989). Zadebiutował mrocznym thrillerem "Listopad", który powstał w koprodukcji polski-francuskiej (1992). Zrealizował ponad 150 filmów reklamowych m.in. dla takich agencji jak McCann Erickson i Saatchi and Saatchi. Właśnie wszedł na ekrany jego nowy film "Południe-Północ". Pracuje nad dwoma projektami fabularnymi: "American Love" i "Man Child".
- Ludzie nie korzystają z takich szans przed śmiercią?
Ł: - Są tacy, którzy umierają bez pojednania ze sobą i ze światem, bo nigdy tak naprawdę nie dowiedzieli się kim są albo nie kochali bezwarunkowo. Scenariusz pisałem intuicyjnie, choć wiedziałem, jaki będzie początek i koniec. Jednak cała praca nad nim to było doświadczenie również dla mnie, jak otwieranie kolejnych drzwi, aby zobaczyć co jest za nimi. Chciałem pokazać problem, który dotyka wielu z nas, który nosimy w sobie latami, ukrywamy się za nim, choć obok toczy się tak zwane zwykłe życie.
- To film, który zrobił pan z rodziną. Żona zajęła się scenografią, siostra stroną producencką, mama finansową. Czy gdyby nie pomoc rodziny, udałoby się zrobić ten film?
Ł: - Bez pomocy rodziny film by nie powstał. Założyliśmy, że zrobimy rodzinny film, jako bliscy sobie ludzie, którzy mają jeden cel i potrafią się na nim skupić. Tego nie było w historii polskiego kina. Przyjaciele z reklamy udostępnili mi sprzęt. Film powstawał na terenach, które z dzieciństwa świetnie zna moja żona. Podzieliliśmy zadania, każdy był zdyscyplinowany. Rodzina wierzyła we mnie, a ja w rodzinę.
- Kształcił się pan w Anglii. Przeniósł pan stamtąd do naszego kina jakieś doświadczenia?
Ł: - Polskie kino jest teraz w okresie przejściowym. Nie możemy iść w kierunku Ameryki, bo oni nas rozłożą na łopatki z budżetem. Kino europejskie zmierzało i powinno nadal iść w kierunku opowiadania o sprawach wewnętrznych, o problemach małych ojczyzn, o miłości też.
Jeśli ojciec Rydzyk obejrzy ten film, może będzie to też ciekawe doświadczenie dla niego.
- Dlaczego właśnie o miłości?
Ł: - Bo ludzie potrzebują takich filmów. Poza tym kocham moją żonę! Przebrnęliśmy magiczną granicę sześciu lat. Żona jest moim tygrysem, napędza mnie i chce mi się robić filmy o miłości.
- Drugi będzie z Bogusławem Lindą?
Ł: - Zaczynamy zdjęcia w kwietniu. Za rok film będzie na ekranach. Prawnik z Los Angeles zakochuje się w Polce, studentce. Też nie będzie łatwo, jak to z miłością.
W: - Ale za to warto popatrzeć na taką miłość, a może i przeżyć, aby niczego później nie żałować.