Pani Kinga (imię zmienione na prośbę zainteresowanej) miała przez półtora miesiąca opiekować się starszą Niemką i zarobić 800 euro. W załatwieniu pracy, legalnej, pośredniczyła firma z województwa warmińsko-mazurskiego. Kruszwiczanka otrzymała umowę spisaną na jednej kartce, na której tylko ona złożyła podpis. Termin wyjazdu był znany, choć z góry zaznaczono, że mimo to, ktoś się wcześniej do pani Kingi odezwie.
Bilet w obie strony
- Dni mijały, a telefonu od przedstawiciela firmy nie było. Zaczęłam więc oglądać się za inną ofertą. Znalazłam ją na Śląsku. Do domu przysłano mi umowę licząca kilka stron. Ta, którą otrzymałam od poprzedniej firmy była w porównaniu z nią zwykłym świstkiem - relacjonuje pani Kinga.
Czytaj: Szukasz zajęcia przez agencję pracy? Uważaj!
Kruszwiczanka była gotowa podpisać nowe zlecenie, gdy odezwała się firma z północy Polski. Było to na dzień przed ustalonym z nią terminem wyjazdu do Niemiec.
- Byłam przekonana, że nikt stamtąd już się do mnie nie zwróci. Szybko przypomniano mi jednak, że podpisałam umowę. Zgodziłam się na wyjazd pod warunkiem, że będzie on nie następnego dnia, ale dopiero za trzy dni, bo muszę się przygotować. Propozycję przyjęto - relacjonuje nasza Czytelniczka.
Pani Kinga kupiła bilet tam i z powrotem i autokarem ruszyła do Niemiec pod granicę ze Szwajcarią. Była już piętnaście minut od celu podróży, gdy zadzwoniła jej komórka.
- Przedstawiciel firmy z Warmińsko-Mazurskiego informował, że mam wrócić do domu, bo z pracy nici. Podobno z winy Niemców. Byłam bez pieniędzy. Dziękowałam Bogu, że kupiłam bilet powrotny - przypomina mieszkanka Kruszwicy.
Ostra przepychanka
Po spędzonych kilkudziesięciu godzinach w autobusie, pani Kindze udało się dotrzeć na Kujawy. Postanowiła dochodzić swego. Gdy przypomniała właścicielowi firmy, która organizowała wyjazd o zasadach umowy usłyszała, że ten dokument jest nieważny. - Zażądałam więc zwrotu kosztów podróży i pieniędzy, które mogłam zarobić w Niemczech. Poinformowałam też, że nagłośnię w mediach całą sprawę. W zamian usłyszałam, że jak będę cicho, to otrzymam część pieniędzy. Wkurzyło mnie to straszenie - słyszymy.
Kruszwiczanka odwiedziła "Pomorską". Skontaktowaliśmy ją z posłem Krzysztofem Brejzą, a ten z prawnikiem. Niestety, okazało się, że umowa o pracę w Niemczech została sporządzona tak, że broni interesów firmy z Warmińsko-Mazurkiego.
Nasza Czytelniczka nie zamierza jednak odpuścić. - Opiszcie moje zdarzenie. Niech będzie przestrogą dla innych. Liczę też, że dzięki tej informacji znajdą się osoby, które przeżyły to samo co ja. Może wspólnymi siłami uda się nam utrzeć nosa firmie, która wystawia do wiatru ludzi chcących uczciwie zarobić na normalne życie - apeluje kruszwiczanka.
Na informacje czekamy pod nr tel. 52 357 22 33.
Czytaj e-wydanie »