Łódź XXI wieku: mieszkańcy prawie 9 tys. miejskich lokali żyją bez ubikacji. "Toaletę mam u sąsiadki, a pranie robię w pracy..."
- Żona jest po czterech zawałach, bierze leki moczopędne - żali się pan Adam. - Nie wiem, jak to będzie. Przestaliśmy płacić czynsz, gdy podniesiono go nam na 700 czy 800 złotych. Już dokładnie nie pamiętam. Mamy 900 złotych na utrzymanie trzyosobowej rodziny. Żona jest chora, ja mam drugą grupę inwalidzką. Córka zaczęła studia. Nie wiem, jak to będzie.
Po drugiej stronie ul. Grabowej stoi kamienica, gdzie toaleta znajduje się na podwórku. Pani Maria, mieszkająca w oficynie, chwali się, że nie ma problemów z ubikacją.
- Wprowadziłam się tu 50 lat temu - wspomina. - Wtedy u mało kogo była toaleta w domu. Nie było też wody. Brało się ją z kranu na korytarzu. Przez te lata wiele się zmieniło. Woda jest w domach. Ja mam zdolnego brata, więc zrobił mi toaletę. Ale tam w podwórku mieszka sześcioosobowa rodzina, z małymi dziećmi. I biegają do „kibelka” na podwórko. Pewnie w nocy korzystają z wiaderka, jak to przed laty bywało...
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE