Centrum Park miał być chlubą miasta i zapewniać dostęp do usług, które w czasie gdy powstawał, wcale nie były tak powszechne w małych miasteczkach. Rychło okazało się, że i owszem mieszkańcy chwalą sobie kąpiel w pływalni, ale spółce nie udaje się związać końca z końcem. Szczególnie dramatycznie zaczęło to wyglądać w ostatnich latach, kiedy jak grzyby po deszczu powstawała konkurencja. A to nie koniec, bo plany budowy ma nadal co najmniej kilka miejscowości niedaleko Chojnic.
Czy pływalnia w Chojnicach przetrwa ciężkie czasy?
W ubiegłym roku determinacja samorządowców była tak wielka, że doszło do "badania rynku", czyli wysłania ogłoszeń o zamiarze sprzedaży basenowego kompleksu. Zakończona fiaskiem, bo nikt się nie zgłosił, a miasto chciałoby, żeby scenariusza nie pisało życie, tylko urzędnicy, więc zakłada się, że kupujący nadal będzie prowadził pływalnię a nie sklep z wędlinami.
Czy to oznacza, że samorząd pożegnał się już z myślą o sprzedaży pływalni? - Nie - zapewnia burmistrz Arseniusz Finster. - Jesteśmy gotowi do rozmów, jeśli znajdzie się ktoś zainteresowany. Ale jak dotąd ta branża nie nęci...
Miła wiadomość jest taka, że wbrew czarnej prognozie strata za ubiegły rok nie okazała się tak duża. Przyjęto, że wyniesie ona 500 tys. zł, bo w 2010 r. była na poziomie 597 tys. zł. Tymczasem na dziś oblicza się, że będzie to "tylko" 236 tys. zł.
- Szacunek nie był prawidłowy - przyznaje Finster. - Mamy 300 tys. zł w budżecie na pokrycie tej straty. Cieszymy się, że prognoza się nie potwierdziła.
Co będzie dalej z pływalnią, zależy teraz od tego, co powie rada ds. strategii miasta. Bo to ona ma wypracować wizję rozwoju miasta na następne lata. A więc m.in. odpowiedzieć na pytanie, czy pływalnia jest potrzebna, kto ma ją prowadzić i w jakiej formule.
Z ogólnopolskich sondaży wynika, że raczej trudno na takiej działalności zarabiać kokosy, na dodatek w małym mieście windowanie cen wstępu mogłoby być gwoździem do trumny.
Czytaj e-wydanie »