Zaprosił mnie niedawno pan Mirosław Purzycki, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Rybackich na konferencję w Przysieku pod Toruniem. Spotkanie było związane z możliwością wykorzystania środków unijnych na rozwój rybactwa i przetwórstwa ryb, unowocześnienie tych dziedzin, dorównanie standardom europejskim. Ponieważ jednym z warunków korzystania z funduszy FIFG jest co najmniej 25-proc. udział w produkcji określonego gatunku lub grupy gatunków ryb, a żaden z działających w pojedynkę przedsiębiorców warunku tego nie spełnia, konieczne jest tworzenie grup producenckich. I nie tylko po to, żeby sięgnąć po unijne środki. Także z uwagi na wzrost, wręcz eksplozję konkurencyjności na rynku. Drobny, nieznany szerzej wytwórca nie ma szans, aby na nim się utrzymać.
Protokół wymaga, by wymienić zaproszonych gości. Przybył więc na spotkanie m.in. pan Jose Parajua, doradca przedakcesyjny Unii Europejskiej, który w Przysieku był już po raz drugi. Pan Jose przedstawiał zasady korzystania z funduszy unijnych. Uczestniczył w spotkaniu także pan Piotr Stachowiak z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, brał w konferencji udział również pan Maciej Dlouhy, prezes Aukcji Rybnej w Ustce. Takie lokalne centrum pierwszej sprzedaży, czyli aukcja rybna. Pośrednicy idą w kąt (niekiedy cała ich zgraja), a głos ma tylko producent i nabywca. Zyskuje przede wszystkim konsument.
Jak udało mi się ustalić, połowa wszystkich przedsiębiorstw i spółek rybackich w kraju zajmujących się produkcją ryb słodkowodnych - w pierwszym rzędzie gospodarstwa karpiowe, pstrągowe i jeziorowe - należy do Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Rybackich. Tymczasem na spotkanie w Przysieku zjawili się co prawda liczący się producenci ryb, ale w sumie spoza regionu przyjechała ich garstka. To niezbyt dobry prognostyk, przede wszystkich dla nich samych.
Były w Przysieku podczas dyskusji głosy wskazujące na celowość utworzenia grupy producenckiej w oparciu w jakimś stopniu o strukturę Związku Pracodawców Rybackich, były głosy nawołujące do pewnej powściągliwości w tej materii, ale były i wypowiedzi negujące wręcz celowość tworzenia grup producenckich. Bo na przykład w Niemczech takich grup nie ma i producenci ryb mają się tam dobrze, a może nawet lepiej.
Zostawmy tworzenie grup producenckich zainteresowanym, w tym również okręgom Polskiego Związku Wędkarskiego. I zadajmy sobie na koniec pytanie: co z tego mieliby ewentualnie wędkarze? Łowisko z etykietką komercyjne, unijne jak najbardziej, kipiące od ryb? Za 10, 100 czy 1000 euro od łebka? Tygodniowo, miesięcznie, rocznie?
Łowisko unijne
Jotos