Wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Tak uznała policja w Hiszpanii, lecz to jeszcze trzeba będzie wyjaśnić. W Lloret de Mar, na wybrzeżu Costa Brava, biegacz Podlasia Białystok przebywał ostatnio na zgrupowaniu.
Podchodząc do balkonu miał się poślizgnąć i wypaść z piątego piętra. Spadł na położony kilka metrów niżej taras i to było jego szczęście w nieszczęściu. Gdyby spadł niżej- na chodnik, mógłby już nie żyć. Ale obrażenia są poważne. Ma pękniętą bądź złamaną miednicę, pękniętą czaszkę, opuchnięty mózg, ucierpiały też wątroba i płuca. Od samego początku miał zapewnioną fachową pomoc, co tylko może zminimalizować jego urazy i konsekwencje po nich. Od razu do Hiszpanii pojechała jego rodzina.
31-letni lekkoatleta wrócił już do kraju i jest przytomny, ale jego stan jest bardzo poważny. Jeśli uda mu się wyjść z tego cało, to i tak oznacza dla niego koniec kariery sportowej, a także profesjonalnej (jest zawodowym żołnierzem). To prawdziwy dramat dla tego zawodnika. Był pewniakiem do wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, a także na halowe mistrzostwa świata w amerykańskim Portland. Ma za sobą igrzyska w Londynie, jest wielokrotnym mistrzem Polski na 3000 m i na 5 km. Startował na mistrzostwach świata w Daegu, a w marcu ubiegłego roku zajął 7. miejsce na halowych mistrzostwach Europy w Pradze.
Wszyscy lekkoatleci podczas wyjazdów na zgrupowania są ubezpieczeni przez Polski Związek Lekkiej Atletyki. Ale to jest w tej chwili najmniejszy problem zawodnika. Teraz rozpoczęła się dla niego inna walka: o powrót do życia i pełnej sprawności. Czy to się uda? Na razie nie wiadomo. Wszystko zależeć będzie od tego, jak poważne są to urazy. Na razie ani rodzina, a nie PZLA nie komentują całego zajścia. Na to przyjdzie czas później.