W 1997 roku Spółdzielnia Mieszkaniowa w Golubiu-Dobrzyniu postanowiła skłonić lokatorów do oszczędzania ciepła. Premią miały być niższe rachunki. Na swoje nieszczęście z tej oferty postanowili skorzystać Barbara i Wiesław Karwaszewscy. Wkrótce okazało się, że - mimo oszczędności - za ciepłe kaloryfery w swoim niezbyt dużym mieszkaniu (58 m kw.) zapłacą rocznie 4,5 tys. zł! A potem jeszcze ustawowe odsetki i wynoszące 3 tys. zł honorarium wynajętego przez spółdzielnię adwokata.
Pocałujcie mnie w... sąd!
Karwaszewscy - tak, jak 14 innych rodzin w bloku przy ul. Mickiewicza - zgodzili się, by spółdzielnia zainstalowała na kaloryferach w ich mieszkaniu tzw. wyparkowe podzielniki kosztów ciepła. Według wskazań tych przyrządów mieli odtąd płacić rachunki. Pozostali lokatorzy - 11 rodzin - odmówili (wkrótce okaże się, że to oni mieli rację); im spółdzielnia miała nadal naliczać rachunki za ciepło według metrażu mieszkania. Przez cały 1998 rok Karwaszewcy zapłacili łącznie ponad 2 tys. zł - po prawie 170 zł miesięcznie - wyliczonej przez spółdzielnię zaliczki. Kiedy przyszło do odczytu podzielnika, zamurowało ich - mieli dopłacić jeszcze ponad drugie tyle!
- To jakaś paranoja. Wydawało nam się absurdalne, żeby ci, co opomiarowali mieszkanie i oszczędzają ciepło, płacili więcej niż "nieopomiarowani", którzy przecież nie mają powodów, by zakręcać kaloryfery. No, i ta przerażająca kwota! Próbowaliśmy wyjaśniać sprawę u władz spółdzielni. Ale pani prezes powiedziała, że nie jesteśmy dla niej partnerami do rozmowy i jeszcze "podajcie mnie do sądu, ja się sądów nie boję" - mówi wzburzony Wiesław Karwaszewski.
Liczniki niezgodne z prawem
Karwaszewscy postanowili się bronić. Wysłali listy do rzecznika praw obywatelskich, Głównego Urzędu Miar i Urzędu Mieszkalnictwa. "Podzielniki kosztów ogrzewania nie są przyrządami pomiarowymi, bo nie mierzą ciepła" - odpowiedział GUM. Wyjaśnił, że mogą służyć jedynie do podziału kosztów ogrzewania na użytkowników wszystkich mieszkań bloku. Warunek: wszyscy muszą te podzielniki (takie same!) zainstalować. Rzecznik praw obywatelskich - dla którego sprawa Karwaszewskich była jedną z wielu podobnych - umieścił swoją odpowiedź dla nich w "Gazecie Prawnej" pod znamiennym tytułem "Liczniki ciepła niezgodne z prawem". Pisze w niej że "w Polsce nie ma podstaw prawnych do stosowania podzielników ciepła; ich stosowanie przez wiele spółdzielni prowadzi do "krzywdzących efektów"; wiarygodność dokonywanych przy ich użyciu rozliczeń jest pod znakiem zapytania".
Z kolei Urząd Mieszkalnictwa przysłał opinię, w której stwierdza: jeśli tylko część lokatorów ma podzielniki ciepła, to najwyższa opłata za ciepło w takim mieszkaniu powinna odpowiadać opłacie ryczałtowej (wyliczonej według powierzchni mieszkania) w lokalu o takiej samej powierzchni; najbardziej sprawiedliwie jest, gdy wszyscy lokatorzy budynku rozliczają się jednakowo: albo podzielniki, albo ryczałt.
Wyrok: po myśli spółdzielni
Spółdzielnia też nie zasypiała gruszek w popiele. W październiku 2000 roku jej radca prawny złożył do Sądu Rejonowego w Golubiu-Dobrzyniu pozew o zapłatę 2 301 zł i 49 gr z odsetkami oraz 500 zł tytułem wynagrodzenia dla prawnika. Wyrok - w postępowaniu uproszczonym, niejawnym - zapadł w ciągu miesiąca. Był od początku do końca po myśli spółdzielni! - Nie wiedzieliśmy, że jakieś postępowanie się toczy, nie mieliśmy szans na złożenie wyjaśnień. Do naszych dokumentów w sądzie dopięto fakturę, wystawioną przez spółdzielnię innej lokatorce. Nawet kwota sporu się nie zgadzała! - opowiada Karwaszewski.
Wnieśli sprzeciw i zażądali oddalenia roszczenia.
Karwaszewscy przedstawili wszystkie zebrane opinie oraz pismo dostawcy ciepła do golubsko-dobrzyńskich domów, miejscowego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. PEC wyliczył, że Karwaszewskim przypisano zużycie największej ilości ciepła spośród wszystkich 14 rodzin, które zafundowały sobie podzielniki: aż 21 proc.! "To powinno skłonić firmę prowadzącą rozliczenia do przeprowadzenia analizy. Nie można wykluczyć, że przyczyną jest nadmierne odparowywanie cieczy w podzielnikach w okresie letnim" - uważają jego urzędnicy. Podzielnik działa bowiem na zasadzie odparowywania cieczy.
Sąd wie lepiej
Karwaszewscy przedstawili też opinię z "Gazety Prawnej" (nr 3 z 2000 r.), że spółdzielnie nie mają prawa stosować podzielników ciepła, jeśli budynek nie został ocieplony. - A nasz, najstarszy w spółdzielni, ocieplony nie jest - tłumaczą.
Ale to wszystko nie zrobiło na golubsko-dobrzyńskim sądzie żadnego wrażenia. W czerwcu 2001 r. wydał orzeczenie: Barbara Karwaszewska (to ona jest członkiem spółdzielni) musi zapłacić sporną kwotę oraz... dodatkowo 2 tys. "tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego". "Pozwana nie wykazała, iż koszt faktycznego zużycia ciepła w jej mieszkaniu był inny niż to wynika z dochodzonego roszczenia" - napisała w uzasadnieniu sędzia Wioletta Łopatowska-Bąkiewicz. - Dzień przed ogłoszeniem wyroku było u nas walne zebranie przedstawicieli spółdzielców z udziałem pani prezes i prawnika. Tuż przed 24.00 ktoś z powracających z niego zadzwonił do domofonu: "wasz wyrok ogłoszono na zebraniu, macie przegrane" - opowiada pan Wiesław.
Byli załamani, ale złożyli apelację do Sądu Okręgowego w Toruniu. Została oddalona. Jedyny skutek to kolejne 1000 zł, które muszą wyłożyć na honorarium dla wynajętego przez spółdzielnię adwokata. "Zebrany materiał dowodowy nie wykazał, iż rozliczenie ciepła w mieszkaniu pozwanej nie było prawidłowe" - uzasadniała sędzia Hanna Maruszewska.
Mocna była burmistrz
Barbara Karwaszewska: - Co mieliśmy robić? Zapłaciliśmy co do grosza. Baliśmy się, że komornik wyrzuci nas z mieszkania!
Prezes spółdzielni Janina Tuszyńska: - Ci państwo przegrali w sądach, wyroki są prawomocne. To oznacza, że postępujemy zgodnie z prawem. Ci, którzy zużywają dużo ciepła, muszą płacić. 90 proc. mieszkańców jest zadowolonych. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Tuszyńska jest w mieście mocną postacią: była burmistrzem miasta i wójtem gminy w pobliskim Wąpiersku, ludzie mówią o jej silnych "plecach" w kręgach rządzącego regionem SLD i przyjaźni z "kasztelanem" golubskiego zamku. Kierowany przez nią zarząd spółdzielni wygrał z lokatorami dwie sprawy o ciepło - oprócz Karwaszewskich, frycowe zapłacili jeszcze państwo K. - Jest wielu niezadowolonych z porządków w spółdzielni, ale nasza przegrana odstrasza innych. Ludzie rezygnują z walki o swoje, bo boją się kosztów - macha ręką pani Barbara.
Okazało się, że spółdzielnia kazała lokatorom płacić za ciepło o 20 proc. drożej niż sama kupuje je od PEC - i nic. Niezadowoleni wybrali swoich własnych przedstawicieli na walne zebranie i zebrali 600 podpisów poparcia - ale zarząd skutecznie spacyfikował "bunt". Skończyło się tym, że władze spółdzielni wynajęły ochroniarzy, by uniemożliwić spółdzielcom udział w walnym i złożyły pozew o ochronę dóbr osobistych, naruszonych rzekomo przez uczestników dyskusji w lokalnej "kablówce".
Pogarda
"Postępowanie Pana, wypalonego z nienawiści człowieka, któremu nic w życiu nie wyszło, który do niczego nie doszedł, wzbudza współczucie połączone z ogromną pogardą" - odpisała Tuszyńska jednemu ze spółdzielców, który domagał się wyjaśnień m.in. na temat kosztów ogrzewania. - A mi dziecko zmarło - w oczach Mirosława Gassen-Piekarskiego, ponadsiedemdziesięcioletniego mężczyzny pojawiają się łzy. Kilka miesięcy wcześniej odznaką zasłużonych działaczy kultury wyróżnił go minister Celiński, a biskup Suski i premier Buzek składali wyrazy szacunku.
- Jesteśmy bezsilni - mówi starszy pan.
