https://pomorska.pl
reklama
II tura wyborów - pasek artykułowy

Maciej Konacki już nie patrzy w gwiazdy

KAMILA MRÓZ [email protected]
Dr Maciej Konacki: - Trzeba wybrać to, w czym jest się naprawdę dobrym
Dr Maciej Konacki: - Trzeba wybrać to, w czym jest się naprawdę dobrym FOT. LECH KAMIŃSKI
- Spod jakiego jest pan znaku zodiaku? - Niech pani nie pyta o takie rzeczy astronoma. Skorpion

Mówią, że jest wybitny. Robi krzywą minę, bo dziennikarze przesadzają i rozdają Noble, do których droga daleka. Może nawet tak daleka, jak do jego planet. Odkrył ich pięć. W ubiegłym roku najsłynniejszą, bo pierwszą w potrójnym układzie gwiazd, "wskazaną" za pomocą 10-metrowego teleskopu Keck na Hawajach. Sensacja - to obala dotychczasowe teorie o tworzeniu się planet - ogłosiły gazety. Maciej Konacki - toruński naukowiec znowu macha ręką - dziennikarze sobie dodają. - No niech pan nie będzie taki skromny - nie wytrzymuję. - Rzeczywiście jest to potencjalnie zagadkowe odkrycie. Jednak za największy swój sukces uważam technikę, którą sam opracowałem i właśnie dzięki niej odkryłem planetę w wielokrotnym układzie gwiazd - słyszę w końcu.
Chodzi o to, że do września ubiegłego roku astronomowie jednak uważali, że planety tworzą się wokół jednej tylko gwiazdy.

Furtka do Ameryki

14 lipca 2005 roku dr Maciej Konacki odkrył planetę w potrójnym układzie gwiazd nazwaną HD 188753 Ab. To olbrzym, podobny do Jowisza, z temperaturą powierzchni 720 stopni C. Od Ziemi oddalony o 149 lat świetlnych.

Prof. Andrzej J. Maciejewski, który uczył Macieja Konackiego na studiach, a teraz pracuje na Uniwersytecie Zielonogórskim mówi:
- Maciej to czołówka światowa. Jego największym odkryciem jest znalezienie planety w wielokrotnym układzie gwiazd. To od początku do końca oryginalny wyniki jego autorstwa. Najpierw była sama koncepcja, że w układach wielokrotnych powinny być planety. Potem najtrudniejszy - i szerzej nieznany - problem: jak takie planety obserwować? W końcu zrobienie samych obserwacji na największych na świecie teleskopach.
A zdobycie czasu obserwacyjnego na nich nie jest ani łatwe, ani tanie. Noc pracy na hawajskim Kecku kosztuje 50 tysięcy dolarów. Konacki pisze projekt i dostaje z NASA grant na obserwacje.
Dziś ma 33 lata i dorobek naukowy, jakim prof. Aleksander Wolszczan mógł się chwalić po czterdziestce.
Z profesorem Maciej Konacki spotkał się w Toruniu na IV roku studiów. Wiedział, że jest sławny, medialny, a kontakt z nim to furtka do wyjazdu na staż zagraniczny. Wolszczan był promotorem jego pracy magisterskiej i doktorskiej, wspólnie mają na swoim koncie jedno odkrycie. - W pewnym momencie jednak zobaczyłem, że to prowadzi donikąd. Uznałam, że zamiast zajmować się planetami wokół pulsarów powinienem zacząć pracować nad gwiazdami podobnymi do Słońca - mówi.
Młody doktor do medialnych osób nie należy. Rozmawia z dziennikarzami, bo wie, że musi - jest więc szczery, ale miły i wyraźnie rozkręca się, kiedy przestaję pytać o sprawy osobiste, a zaczynamy o astronomii.

Pisał do szuflady

Zawiedzie się ktoś, kto myśli, że mały Maciek chciał zostać strażakiem. Nic podobnego. Odkąd pamięta, myślał o uprawianiu nauki. Najpierw to była archeologia i paleontologia. Bo interesowały go rzeczy działające na wyobraźnię. Czytał bardzo dużo, często po nocach, dlatego teraz nosi silne okulary. Lema ma w małym palcu. Astronomią zainteresował się, gdy miał 12 lat. Przynajmniej tak twierdzi młodzież z Liceum Ogólnokształcącego nr 2, którego jest absolwentem, i które - bardzo z tego powodu dumne - zbiera wszystkie informacje na jego temat. - Być może to było wtedy - niby potwierdza, bo jakoś nie przywiązuje wagi to takich szczegółów z przeszłości. Był zawsze bardzo dobrym uczniem, interesowały go przedmioty ścisłe, chociaż w pewnym momencie chodziło mu po głowie zdawanie na filologię polską. Może dlatego, że pisał prozę do szuflady. - Już tego nie robię. Trzeba wybrać to, w czym jest się naprawdę dobrym i temu się poświęcić - mówi. Boleje, że nie ma żadnych talentów artystycznych. - Nie sposób być wybitnym we wszystkim - pocieszam. - Ależ można, taki był Leonardo da Vinci - żartuje.

Maciek Nobla dostanie

To zamiłowanie do książek miało jednak duże znaczenie, bo na początku astronomię poznawał poprzez literaturę. Potem na tablicy ogłoszeń w swoim ogólniaku natrafił na kartkę, na której było napisane, że obserwatorium w podtoruńskich Piwnicach organizuje kółko astronomiczne. Jerzy Rafalski - astronom z Planetarium w Toruniu wspomina: - Ja też uczestniczyłem w zajęciach tego kółka i kiedyś przyszedł jakiś fotoreporter, a Marek Muciek - nasz opiekun - wskazał na Maćka i powiedział: "Niech pan zrobi jemu zdjęcie, on kiedyś Nobla dostanie".
Konacki nie pamięta tej sytuacji i znowu się krzywi, bo uparłam się na tego Nobla. - To pewnie było powiedziane w formie żartu - mówi.
Prof. Maciejewski potwierdza jednak, że Maciej był wyjątkowym studentem:
- Wyróżniała go bardzo silna motywacja do pracy (mam tu na myśli pracę naukową, a nie tylko chęć do nauki). Cechowała niezależność i odwaga. Odwaga w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze, nie bał się nowych i trudnych problemów, a większość studentów i naukowców paraliżuje nowość i nieznane. Po drugie, niezależność studenta nie jest zawsze dobrze przyjmowana przez nauczycieli i administrację akademicką - trzeba być odważnym, żeby się temu przeciwstawić.

Uczyć się od najlepszych

To na studiach ("gdy astronomią zająłem się poważnie") Maciej przestał patrzeć w gwiazdy.
- Bo nie na tym polega praca astronoma. Jeśli ktoś jest teoretykiem, to pracuje nad teoriami, więc z obserwacjami zupełnie nie ma nic wspólnego. Natomiast praktycy, owszem obserwują, ale nie patrzą w niebo - teleskop wykonuje cyfrowe zdjęcia kawałka nieba, które następnie długo są przez nich analizowane.
Studiował na Wydziale Fizyki i Astronomii UMK, bo był w finale olimpiady astronomicznej i dostał indeks. Teraz zdecydowałby się na studiowanie w stolicy, ponieważ w Warszawie jest Centrum Astronomiczne Mikołaja Kopernika PAN i najliczniejsza grupa dobrych astronomów. - Należy studiować tam, gdzie jest wielu znakomitych uczonych, zwłaszcza, że astronomia to bardzo elitarna dziedzina - mówi. W jakiś sposób dopiął swego, bo od września jest zatrudniony w filii toruńskiej CAMK, co bardzo sobie chwali. Wcześniej przez kilka lat pracował w Stanach. Najpierw na Pennsylvania State University, na prestiżowym stypendium Fulbrighta. Potem w California Institute of Technology miał stypendium Michelsona.
Praca za granicą teraz już go nie interesuje - może poza profesorską posadą na dobrym prestiżowym amerykańskim uniwersytecie, ale nie ma złudzeń. W Toruniu realizuje się teoretycznie i obserwacyjnie, bo w jego przypadku ważny jest dostęp do wielkich teleskopów, o który to można starać się z każdego miejsca na ziemi.

Dopiero się rozkręcam

Jak odkrył swoją najsłynniejszą planetę?
- Zajmuję się mierzeniem prędkości gwiazd należących do układów podwójnych lub wielokrotnych. Z tych pomiarów wnioskuję o obecności planet. Najpierw prowadzi się odpowiednie obserwacje; potem "szukanie" planety zajmuje moim komputerom nawet kilka miesięcy.
- Ma pan czasami taką obawę, że niczego istotnego już pan nie odkryje?
- Nie, ja się dopiero rozkręcam.
Za kilka tygodni dr Macieja Konackiego czeka kolokwium habilitacyjne, za pięć lat chciałby zostać profesorem "prezydenckim". Pracę nosi zawsze w głowie. Jego marzenia są zawodowe - uprawiać naukę dobrze, robić znaczące rzeczy. Odkryć planetę podobną do Ziemi? - To prawdopobodnie będzie dziełem dużego międzynarodowego zespołu. Natomiast udział w takiej grupie już go mniej podnieca. Tworzy swój własny zespół kilkuosobowy - ze studentów astronomii UMK, najstarszy z nich pisze pracę magisterską.

W kolejce po autograf

Ma żonę - prawniczkę, pochodzi ze zwyczajnej robotniczej rodziny, ale najbliższych chce uchronić od szumu medialnego.
Sam cierpliwie znosi miano toruńskiej gwiazdy. W lutym wygłosił wykład w swoim byłym liceum, a przejęci, co odważniejsi uczniowie ustawili się w kolejce po autografy. - Poszłabym, ale się boję - na uboczu jedna dziewczyna mówiła do drugiej. - Coś ty, to bardzo spokojny i sympatyczny człowiek - doradzała jej koleżanka.
Wcześniej, w imieniu szkoły, wręczyła doktorowi kwiaty.

Wybrane dla Ciebie

Rozsypuję to wokół piwonii i bujnie kwitną. Sprawdzony trik na mnóstwo pąków

Rozsypuję to wokół piwonii i bujnie kwitną. Sprawdzony trik na mnóstwo pąków

Nieważne czy pochodzą bezpośrednio od rolnika, czy z marketu - truskawki trzeba myć

Nieważne czy pochodzą bezpośrednio od rolnika, czy z marketu - truskawki trzeba myć

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska