https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mała Ewunia

Jolanta Zielazna
Ewa - Erica na zdjęciu ma cztery, może pięć lat.
Ewa - Erica na zdjęciu ma cztery, może pięć lat.
- Chcę wiedzieć, kim w końcu jestem? Polką? Włoszką? A może jeszcze kimś innym?

     - Kto i dlaczego oddał mnie do domu dziecka? I opanowana Ewa na chwilę daje ponieść się emocjom. Przybrani rodzice przez całe życie ukrywali przed nią prawdę. Wszystkie pytania dotyczące domu dziecka zbywali milczeniem albo ofukiwali: - Po co ci to?
     Wody w usta nabrała także rodzina. Tak przynajmniej sądzi Ewa. Nie wierzy, że nikt nic nie wie. W półsłówkach i półzdaniach, które czasami wymknęły się krewnym, doszukuje się rodzinnych tajemnic.
     Ukryta prawda
     
Życie Ewy to jeden wielki znak zapytania. Nawet nie jest pewna, czy urodziła się 1 stycznia 1944 roku, jak przyjął sąd. Ona sama czuje się "jakieś dwa lata starsza". Wiadomo, że do domu dziecka w Chełmnie trafiła rok później, 17 kwietnia 1945. Ktoś, nie wiadomo kto, oddał ją zakonnicom w wojennej zawierusze. I dlaczego oddał?
     Drugie życie zaczęło się później, w 1947 roku, gdy małżeństwo K. zabrało ją do Inowrocławia. Kim dla niej byli?
     Ewa gubi się w domysłach, a prawda, którą usiłuje odkryć po sześćdziesięciu latach, nie chce dać się odsłonić.
     Jak było nie mówi
     
Prawdę powiedziawszy, z pobytu w domu dziecka Ewa nie może sobie przypomnieć nic, po prostu czarna dziura. Tylko po głowie jej majaczy, że chodziła trzymając kogoś za rękę, kogoś wyższego od siebie o głowę. Pamięta też jazdę pociągiem, pulmanowskie wagony, przejścia załadowane tobołkami i żołnierzy z karabinami na dachach wagonów. Skąd, dokąd, z kim jechała? Znowu znaki zapytania.
     O tym, że jest adoptowana, dowiedziała się, gdy była mała, sąsiadka powiedziała. Teraz Ewa mówiąc o rodzicach zaznacza: przybrana mama, przybrani rodzice. Dla podkreślenia, że gdzieś są ci prawdziwi, których szuka.
     Jak jej z przybranymi było -mówić nie chce. Tylko płacze. Czasami, w ferworze rozmowy, rozżali się, że musiała klęczeć na grochu, że w domu była rzemienna dyscyplina. Im bardziej dociekała swojej przeszłości, tym gorzej. - Tyle mi zrobili krzywdy, a jednak chodzę na cmentarz. Zapalę im świeczkę.
     U krewnych w Gdańsku czy Poznaniu było już zupełnie inaczej. Lubiła tam jeździć, z kuzynkami odwiedzają się do dziś. Ale od nich też niczego się nie dowiedziała ani wtedy, ani później.
     Za mąż wyszła mając 19 lat. Mówi, że jej dzieci nie miały złych dziadków.
     Asenbenowie nieznani
     
Z dokumentów sądowych sporządzonych przed adopcją wynika, że w domu dziecka w Chełmnie została zapisana jako Eryka Asenben, rodzicami byli Henryk i Adela, a wołano na nią "mała Ewunia". Może dlatego dostała na imię Ewa?
     Gdzie to już nie szukała, nie pisała! Od początku lat 80., gdy zmarli przybrani rodzice, wzięła się za to systemowo. Archiwa w Bydgoszczy i Toruniu, gmina w Lisewie, bo ktoś zasugerował jakoby rodzice mieli tam mieszkać. Nawet pojechała do wsi, rozpytywała, ale nikt nie słyszał o rodzinie nazwiskiem Asenben. Ogłaszała w "Pomorskiej", pisała do Monachium, biura poszukiwań w Arolsen, PCK, organizacji żydowskiej, instytutu Yad Vashem i długo by jeszcze wymieniać. Ma karteczki i karteluszki z zapisanymi numerami telefonów, nazwiskami osób, z którymi rozmawiała i które być może mogłyby coś podpowiedzieć.
     Ktoś mnie szukał
     
Biuro Informacji i Poszukiwań przy Zarządzie Głównym PCK w Warszawie, choć pomogło odnaleźć bliskich setkom tysięcy osób, w sprawie Ewy jest bezradne. Po prawie dziesięciu latach, w 2001 roku zamknęło sprawę. - Arolsen odpowiedziało nam negatywnie, nic nie udało się znaleźć - mówi Elżbieta Rejf, kierownik biura. Od 40 lat zajmuje się poszukiwaniami ludzi. Nie natknęli się na żaden ślad, by ktoś przez Czerwony Krzyż szukał dziecka, którym mogłaby być Ewa. A ludzie ciągle jeszcze nie odzyskali bliskich utraconych w czasie wojny. - Niestety, nawet jak się udaje odnaleźć, to często jest to już tylko informacja, że zmarł w latach 80., 90. - mówi Rejf. Rzadko już kiedy po dziesiątkach lat spotykają się żywi.
     W Arolsen mieści się biuro poszukiwań Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Ma kilkudziesięciomilionową bazę nazwisk.
     - A jednak ktoś mnie szukał - upiera się Ewa. Jak kilka lat temu pojechała do Chełmna, pracownica powiedziała jej, że żyje jeszcze zakonnica, która pamięta "małą Ewunię". I pamięta, że ktoś o nią pytał. Mężczyzna.
     Erica z Serocka
     
Co jest zapisane w archiwach chełmińskiego domu dziecka? Cały czas prowadzą go zakonnice. Siostra dyrektor Jolanta Kiszewska zgodziła się sprawdzić.
     Z czasu wojny zachowały się tylko książki ewidencyjne. Nic więcej. Siostry strzegą ich jak oka w głowie, bo ciągle okazują się potrzebne. Ciągle ktoś kogoś szuka, choć teraz już mniej. Jest wpis: Erica Azenburodzona 1 stycznia 1944, przybyła 17 kwietnia 1945 z Serocka pod Warszawą, córka Henryka i Adeli. Odeszła 4 lutego 1947. Data ze znakiem zapytania. - Nie ma adnotacji dokąd, ani kto zabrał - mówi Maria Borowska z domu pomocy społecznej w Chełmnie. - Przy niektórych nazwiskach jest więcej informacji. Przy Erice nic.
     Więc to nie sąd nadał dziewczynce datę urodzenia! Uznał za prawdziwa tę, którą ktoś zgłosił w domu dziecka. Ale tego Ewa dowiaduje się dopiero teraz. Wzmianką o Serocku jest zaskoczona i nie bardzo w nią wierzy. Dlaczego kiedyś jej tego nie powiedziano?
     Adelina czy Adela
     
Nie bardzo wierzy, bo kilka lat temu, gdy pisała do Yad Vashem, przysłali kopie kartotek osób o zbliżonych nazwiskach: Adeliny Assento urodzonej w 1923 roku, trochę starszego Georgio Assento. Oboje byli Włochami. Dwie inne dotyczyły panów Assent, Belgów. Niestety, zmarli w Aachen w czasie wojny.
     Co do Adeliny Ewa stwierdziła, że to musi być jej matka. Bo w innym razie dlaczego instytut by jej przysyłał te informacje? Przecież Adelina mogła zostać zapisana jako polska Adela.
     Tylko, że Yad Vashem to instytut żydowski. Mogłaby być włoską Żydówką? Na wszelki wypadek Ewa nie zgadza się, by w gazecie podać jej obecne nazwisko. Jest charakterystyczne i rzadkie, a ma dzieci przecież. Jeszcze ktoś by im drzwi pomazał.
     Teraz Ewa szuka Adeliny Assento jako swojej matki.
     Po kartotekach z Yad Vashem kupiła sobie książkę o Żydach w Europie Środkowo-Wschodniej, a nuż coś wyczyta? Kupiła też książkę o Jedwabnem, bo jeden z mieszkańców, którzy brali udział w pogromie, nazywał się tak samo, jak jej przybrana matka z domu. - Może dlatego nie chcą nic mówić? - duma Ewa
     Może mam majątek
     
Z wersją, że mama była Włoszką, trudno się kobiecie rozstać, choć instytut przysłał jej wyłącznie kopie kartotek, żadnego listu.
     Wysyłam więc maila do Instytutu Yad Vashem. Rita Margolin odpowiedziała, że niestety, nie ma informacji o Adeli i Henryku Asenben. Adelina i Georgio Assento mają jedynie międzynarodowe karty poszukiwań. Nigdzie nie jest zaznaczone, że Adelina może być matką Ewy.
     Adelina do kwietnia 1944 roku pracowała w Niemczech, wynika z kartoteki. Co rok później, z maleńkim dzieckiem, miałaby robić w Polsce w czasie, gdy kończyła się wojna, przez kolejne miasta przetaczał się front?
     - Może chodzi o majątek? - domyśla się Ewa. Przed adopcją mama zabierała ją do Sopotu, ciotka zarządzała tam pensjonatem, do którego przed wojną przyjeżdżali cudzoziemcy, także Włosi. Może ona jest dzieckiem właścicieli i chodzi o to, by nie dostała majątku? Potem nigdy już tam nie jeździły. - Myślę, że pochodzę z bogatej rodziny - sądzi. - Coś mi to mówi.
     Jeszcze poszuka
     
Ciągle powtarza te same pytania: dlaczego trafiła do domu dziecka? Kim byli prawdziwi rodzice? Czy miała rodzeństwo? Uspokoiłaby się, gdyby czegoś dowiedziała się o rodzicach, tych prawdziwych.
     Liczy, że może ktoś przeczyta o jej poszukiwaniach, skojarzy, odezwie się? Może znajdzie w Internecie? Od roku na polonijnej stronie Wspólnoty Polskiej wisi jej prośba: "Nazywam się Ewa Erika Asenben. Szukam rodziny mojej matki Adeliny Assento. Mama była Włoszką..." Żadnego odzewu.
     Nie wie, kiedy da sobie spokój z poszukiwaniami. Na razie będzie pisać. Do Serocka, do Celle, gdzie ubezpieczona była Adelina w czasie wojny, skontaktuje się z mormonami, którzy też przecież gromadzą dane o rodzinach z całego świata.
     Musi się czegoś dowiedzieć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska