Ostatnie godziny były dramatyczne. W poniedziałek Wojtaczka donosiła: "Całą rezerwę energii wkładam w tu i teraz. Przede mną jeszcze około 30-35 godzin samego marszu. Jedzenia mam jeszcze na maksimum 2 dni. Denerwuje się czy zdążę. Jestem porządnie zmęczona. Temperatura powietrza już poniżej minus 30 C i to też szybko zabiera mi energię".
I udało się. W ciągu około 60 dni Małgorzata Wojtaczka przebyła 1200 km na nartach, z saniami transportowymi. W środę dotarła na południowy pępek Ziemi. - Ten marsz był niesamowity. Jestem trochę zmęczona, ale szczęśliwa, że jednak dotarłam. Życie jest piękne. Pozdrawiam wszystkich - powiedziała na biegunie.. Do tej pory spośród Polaków udało się to tylko Markowi Kamińskiemu.
Zdążyła w ostatnich chwili. Nad kontynent nadciąga wyjątkowo wczesna w tym roku polarna zima, dlatego sezon zostaje zakończony około 2 tygodnie wcześniej niż zwykle. Wszystkie sportowe wyprawy zostaną zakończone.
Małgorzata Wojtaczka to doświadczona podróżniczka, uczestniczka wielu ekstremalnych wypraw w rejony polarne: na Islandię, Spitsbergen i Antarktydę. Brała też udział w odkrywaniu nowych jaskiń w górach Picos de Europa w Hiszpanii. W warunkach zimowych, na nartach, zdobyła szczyt Newtontoppen (1717 m n.p.m.), najwyższą górę Spitsbergenu, ciągnąc specjalne sanie (pulki) ze sprzętem wyprawowym i jedzeniem. Samotnie przeszła ponad 120 kilometrów przez największy płaskowyż Europy - Hardangerviddę w Norwegii - cały czas na nartach i z pulkami.
Tak się zaczął marsz do Bieguna Południowego dwa miesiące temu
Jest związana z Toruniem. Wielokrotnie brała również udział w żeglarskich wyprawach polarnych, podczas których m.in. dotarła na Antarktydę, trzykrotnie opłynęła też jachtami żaglowymi przylądek Horn. Jedną z tych hornowskich wypraw (17 lutego 2010 r.) zaliczyła w towarzystwie żeglarzy z Toruńskiego Stowarzyszenia Żeglarzy Morskich, kiedy to kapitanem był Cezary Bartosiewicz, drugim oficerem Marian Frąckiewicz, trzecim - Zbigniew Derkowski, a jednym z uczestników wiceprezydent Torunia Zbigniew Fiderewicz.