https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mama z fotografii

Barbara Szmejter
Byli młodzi, piękni, zamożni. Jeździli dobrymi samochodami, budowali własny dom. Od pięciu lat ona leży w grobie, on siedzi w więzieniu. Pozostało dziecko...

     Cmentarz znajduje się niedaleko szkoły, do której chodzi Kasia. Po lekcjach dziewczynka często biega na cmentarz, stając przed rodzinnym grobowcem, w którym pochowano jej mamę. Kasia ma osiem lat i nie bardzo ją pamięta. Zna mamę z licznych fotografii, w swoim pokoju ustawiła wiele zdjęć młodej, ciemnowłosej kobiety, tulącej do siebie dziecko. Kasia wie, że tym dzieckiem jest właśnie ona...
     Cztery lata wcześniej
     
W styczniu 1998 roku Kasia miała niewiele ponad trzy lata. Nie pamięta dnia, w którym tatuś zawiózł ją do swoich rodziców i powiedział, że teraz tu będzie mieszkała. Nie rozumiała, dlaczego ani mamusia ani tatuś nie wracają, dlaczego jest wożona od jednej babci do drugiej ani tego, dlaczego dorośli wciąż są zdenerwowani, wciąż płaczą.
     - Zna prawdę, choć bez szczegółów - mówi dziadek Kasi, ojciec jej mamy. Kilka razy Kasia była u taty w więzieniu, jednak - zdaniem psychologa - te wizyty nie wpływały dobrze na psychikę dziecka. - Będzie dorosła, sama zdecyduje o swoich kontaktach z ojcem - twierdzi pan Zdzisław. To on i jego żona Zofia są teraz prawnymi opiekunami wnuczki, choć musieli stoczyć o dziecko ciężką batalię z rodziną zięcia.
     Zięć... Przystojny, ze średnim wykształceniem i głową pełną pomysłów na zrobienie świetnego interesu. Danusia była jeszcze nastolatką, gdy zakochała się w nim bez pamięci. W 1989 roku, kiedy brali ślub, miała niewiele ponad 18 lat, on - 25.
     Na ślubnych fotografiach młodziutka dziewczyna z wielką miłością patrzy na swego oblubieńca. - Dostał nie tylko jej miłość, również my staraliśmy się stworzyć mu prawdziwy, ciepły dom - mówi pan Zdzisław. - Mój własny syn, Wojtek, twierdził nawet, że Marka traktuję lepiej niż jego.
     Młodzi zamieszkali z rodzicami Danuty w okazałej willi niedaleko Lubrańca. Do ich dyspozycji było całe piętro domu. Danusia nadal się uczyła, kończąc najpierw prawo, później podyplomowe studia z zakresu zarządzania i marketingu. Marek sprowadzał z zagranicy samochody, potem otworzył w Kole Laboratorium Fotograficzne...
     Rodzice Danuty nie kryją, że pomagali młodym finansowo. W grę wchodziły znaczące kwoty. Zapewnili im pomoc również wtedy, gdy Marek z Danusią podjęli decyzję o budowie własnego domu we włocławskiej dzielnicy Michelin. Pięć lat po ślubie, gdy dom przy ulicy Deszczowej był już w budowie, Danusia urodziła Kasię.
     Zazdrość
     
- Nasz dom budowali krewniacy zięcia - mówi pan Zdzisław. - Widzieli, że biedy u nas nie ma. Może dlatego Marek zainteresował się naszą córką? Bo miłości z jego strony nie było widać. Dopiero po czasie dowiedzieliśmy się, że potrafił ją uderzyć. A ta jego zazdrość na pewno nie brała się z miłości, lecz z chorobliwej zazdrości.
     O tym, że Marek należał do wyjątkowych zazdrośników, mówili podczas sądowej rozprawy liczni świadkowie. - Radziłem mu nawet, by zamiast śledzić żonę, poszedł do psychologa - mówił jeden z jego kolegów.
     Gdy Danusia jechała na zajęcia do Torunia, potrafił podążyć za nią. Zapisywał ilość przejechanych przez żonę kilometrów, szukał po lasach śladów jej obecności, z auta wyciągał igliwie twierdząc, że na pewno była na jakiejś randce.
     6 stycznia 1998 roku Marek zawiózł córkę do swoich rodziców, zaś z żoną udał się na budowę domu. Tam przygotowanym wcześniej sznurkiem udusił ją. Zaciągnął ciało do piwnicy, zabrał biżuterię i telefon komórkowy, przykrył zwłoki foliowym workiem. Potem wykonywał wiele dziwnych ruchów. Pojechał do Torunia, wziął z autokomisu pieniądze za sprzedaną lancię, udał się do kolegi w Aleksandrowie Kujawskim, pociągiem pojechał do Giżycka, gdzie chciał popełnić samobójstwo. Kontaktował się ze znajomym księdzem, z jego siostrą, wreszcie - ze wskazanym przez tę kobietę adwokatem - zgłosił się na policję.
     Afekt czy premedytacja?
     
Sąd I instancji skazał Marka na 25 lat za zabójstwo żony. Sąd Apelacyjny uchylił wyrok uznając, iż nie udało się udowodnić, czy oskarżony działał w afekcie, czy też popełnił zbrodnię z premedytacją. W sprawie powoływano kilka zespołów biegłych, ostateczny finał był podobny do poprzedniego: 25 lat więzienia.
     - To nie jest jeszcze wyrok prawomocny - denerwuje się pan Zdzisław. Wciąż nie może przeżyć faktu, iż zięć, którego wina od początku nie wzbudzała wątpliwości, miał na kilka dni uchylony areszt tymczasowy. - Chodził po Lubrańcu jak paw, z podniesioną głową. Wierzył, że do więzienia już nie wróci. Na szczęście stało się inaczej...
     Zdaniem pana Zdzisława w tej sprawie nie udało się wyjaśnić wielu dziwnych okoliczności. W tajemniczych okolicznościach zaginęła kaseta z wizji lokalnej, niejasna jest rola księdza i jego siostry. Dlaczego właśnie u nich zabójca szukał pomocy? I kto finansuje kolejnych obrońców oskarżonego? Jego rodzina do zamożnych przecież nie należy.
     Rodzice Danuty musieli stoczyć bój z rodziną zięcia o prawo opieki nad Kasią. Ostatecznie to oni są dla wnuczki rodziną zastępczą. - Kasia jest dla nas darem losu. Dzięki niej udało nam się przeżyć utratę córki - mówi pani Zofia.
     Wojtek, młodszy brat Danuty, bardzo przeżył utratę siostry. - Jej nie pozwolę skrzywdzić! - zapewnia, przytulając Kasię.
     PS. Imię dziecka zostało zmienione.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska