Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamed Chalidow przed KSW 52: Dopiero porażki nauczyły mnie, jak trzeba walczyć [WYWIAD]

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Mamed Chalidow
Mamed Chalidow Sebastian Rudnicki/KSW
Były mistrz KSW kategorii średniej i półciężkiej Mamed Chalidow (34-6-2) w rozmowie z Tomaszem Dębkiem opowiada m.in. o powrocie do MMA po ponad roku przerwy, walce ze Scottem Askhamem (18-4) na sobotniej gali KSW 52 w Gliwicach, zarzutach o paserstwo luksusowych aut i pierwszej wypłacie w KSW.

Aleksandar Stefanović – kojarzy pan taką postać?
Oczywiście.

KSW niedawno przypominało pana pierwszą walkę w organizacji. Czerwiec 2007, Torwar, rywalem właśnie Stefanović. Jak wspomina pan ten pojedynek?
Bardzo dobrze go pamiętam. Chciałem zobaczyć, jak to jest walczyć w KSW. Już wtedy to była największa organizacja w Polsce i każdy zawodnik próbował się do niej dostać. Mnie się udało, wygrana ze Stefanoviciem na KSW 7 była bardzo ważnym momentem w mojej sportowej karierze.

MMA traktował pan wtedy tylko jako sposób na sprawdzenie się, czy liczył pan na to, że w przyszłości będzie można utrzymać się z tego sportu?
Na pewno nie spodziewałem się, że będę mógł żyć tylko z MMA. To były zupełnie inne czasy. Po prostu chciałem trenować i sprawdzać się w walkach. To było spełnienie marzeń.

Debiut Mameda Chalidowa w KSW:

Łukasz Jurkowski wspominał kiedyś na naszych łamach, że za pierwsze walki w KSW dostał skórzaną torbę, puszkę odżywek i koszulki. On wygrał turniej na pierwszej gali, która odbyła się w 2004 roku. Trzy lata później pojawiały się już większe nagrody, czy dalej walczyło się głównie dla frajdy?
Jeśli chodzi o KSW, to moje pierwsze honorarium wyniosło 4000 złotych. Dziś to brzmi śmiesznie, ale na tamte czasy to było bardzo dużo.

Kiedy walczyło się panu łatwiej? Wtedy, kiedy nie było jeszcze umiejętności i profesjonalnego treningu, ale też presji ze strony kibiców i mediów, czy w ostatnich latach, gdy poziom sportowy jest dużo wyższy, lecz szum dookoła walk też?
Człowiekowi wydaje się, że ten szum czy presja to nic takiego, że nie będą miały żadnego wpływu. Ale to nie działa w ten sposób. Nie da się tego kontrolować, te rzeczy dzieją się w podświadomości. Presja zawsze się pojawia. Wracając do pytania, najlepiej walczyło mi się, kiedy zaczynałem. Miałem 26-27 lat i wychodząc do walki świetnie się bawiłem. Każdy trening był okazją, żeby nauczyć się czegoś nowego. Chciałem próbować nowych technik, a później realizować je w sparingach i walkach. Układanie taktyki z klubowymi trenerami i przyjaciółmi, a później wcielanie jej w życie w klatce czy ringu, to była najfajniejsza część przygotowań. Zawsze lubiłem ogrywać przeciwników.

Podczas sobotniej gali KSW 52 w Gliwicach wróci pan do klatki po ponad 12 miesiącach przerwy. Po drodze przez kilka miesięcy był pan nawet sportowym emerytem. Trudno było zostawić MMA?
Moje losy układają się w ten sposób, że od kilku lat co chwila mam jakieś dziwne zawirowania życiowe. Ta przerwa mi się przydała. Poukładałem sobie w głowie pewne sprawy, dziś odbieram je zupełnie inaczej niż rok temu. Życie cały czas uczy. W pewnym momencie zaczynasz doceniać to, co masz. I umiejętności, dzięki którym to zdobyłeś. Ja umiem walczyć w MMA, chcę znów to robić. Stwierdziłem, że jednak jest zbyt wcześnie na emeryturę.

Walka Chalidow - Narkun, KSW 42:

Po ogłoszeniu zakończenia kariery w MMA przychodził pan na salę, czy potrzebował też przerwy od treningów?
Kiedy powiedziałem, że przechodzę na emeryturę, nie chciało mi się już trenować. Po ogłoszeniu decyzji poczułem jednak, że wielki ciężar spadł mi z barków. Raptem brakowało mi treningów. Tak po prostu, dla siebie. Niekoniecznie codziennie, raczej co dwa dni. Szedłem na siłownię, później na salę. Kiedy pojechałem do Czeczenii, tam też trenowałem. Nie chodziło o robienie nie wiadomo jakiej formy. Tę podtrzymywałem na średnim poziomie. Ważniejsza była aktywność fizyczna. Robiłem to dla przyjemności.

Co motywuje pana do kolejnych walk? Tytuły nie, bo o pas z Askhamem nie chciał pan walczyć.
Pewne sytuacje życiowe spowodowały, że bardziej doceniam to, co mam. Niestety, przykre wydarzenia z ostatnich miesięcy były związane z nowymi ludźmi, którzy „przykleili się” do mojej osoby. Będąc cały czas w treningu nie zauważałem tego, że byłem wykorzystywany, wrabiany w jakieś sytuacje. Szkoda, że człowiek uczy się takich rzeczy dopiero na własnych błędach. Dziś wiem, że nie potrzebuję nowych osób. Zamknąłem się w swoim otoczeniu, wśród ludzi, którym ufam od lat. Część z nich należy do świata MMA. Otoczeniem są też kibice, którzy są ze mną na dobre i na złe. Po ogłoszeniu zakończenia kariery dostawałem w social mediach tysiące wiadomości z prośbami, żebym nie odchodził. Po sytuacji z zatrzymaniem znów okazali mi mnóstwo wsparcia. Fani wywołali wilka z lasu. Oni byli dla mnie motywacją do tego, żeby dalej trenować i wrócić do sportu. Tym bardziej, że nie jestem jakimś staruszkiem. (śmiech) Karierę sportową zacząłem późno. Dziś mam 39 lat. Jeśli Bóg pozwoli i będę zdrowy, powalczę jeszcze kilka lat. Walka ze Scottem z pewnością nie jest moją ostatnią.

Z tyłu głowy siedzi też chęć zwycięstwa? Przegrał pan tylko dwie ostatnie walki z Tomaszem Narkunem, ale ostatni raz z wygranej cieszył się w maju 2017 roku.
Na pewno. Dawno nie wygrałem, ale te dwie porażki też nie były takie, że zostałem zdominowany, zniszczony czy zdeklasowany. Walczyłem z mistrzem wagi półciężkiej, która nie jest moją kategorią. Przeciwnik był większy i cięższy ode mnie o co najmniej 10 kilo. Mimo tego daliśmy dwa dobre, emocjonujące pojedynki. Doskonale wiem, gdzie popełniłem błędy. Miałem też problemy, przez które w drugiej walce nie dałem z siebie wszystkiego. Dlatego zresztą zakończyłem karierę. Do powrotu pewnie inaczej podchodziłbym, gdybym przegrał zdecydowanie, został znokautowany. A tamte walki były dobre i czegoś mnie nauczyły. Głód zwycięstwa mam większy niż kiedykolwiek. Przegrałem dwie pierwsze walki w karierze. Niedługo później trzecią. Dopiero po nich nauczyłem się bić. Moje podejście zmieniło się na lepsze. [Od trzeciej porażki w karierze, we wrześniu 2005 r., do pierwszej przegranej z Narkunem w marcu 2018 Chalidow stoczył 34 walki: 31 wygrał, dwie zremisował, przegrał jedną – red.] Mam nadzieję, że tak będzie też tym razem.

A propos problemów podczas drugiej walki z Narkunem. Nie ukrywał pan, że chodziło o psychikę i zamiast z rywalem, walczył sam ze sobą. Dziś może pan powiedzieć, że wygrał tę walkę?
Tych problemów już nie ma. Potrafię sobie z nimi radzić, mam inne podejście. Nie jest tak, że da się ich pozbyć na pstryknięcie palców, ale są sposoby. Na przykład dłuższe przerwy. Nie walczyłem od roku i czuję się dobrze. W tamtym pojedynku tak nie było. Walczyłem na pół gwizdka, nie potrafiłem się rozkręcić. Byłem zdekoncentrowany, nie mogłem skupić się na planie na walkę. Dziś jest inaczej.

Walka Chalidow - Narkun 2, KSW 46:

Wiem, że nie lubi pan wybiegać w przyszłość, ale dopełnienie trylogii z Narkunem może być kolejnym wyzwaniem, które zmotywuje pana po walce z Askhamem?
Na razie skupiam się na walce, która jest przede mną. A jak potoczy się los później, zobaczymy. Na pewno obie walki z Narkunem nie były w moim wykonaniu złe. Ludziom się podobały. Ale o ewentualnej trylogii możemy porozmawiać po 7 grudnia. Niech zdecyduje KSW i kibice. Ich zdanie jest najważniejsze.

Kiedy rozmawialiśmy przed pierwszą walką z Narkunem mówił pan, że chce dzielić występy pomiędzy KSW i ACB. Trochę czasu minęło, czeczeńska organizacja zdążyła nawet zmienić nazwę na ACA. Planuje pan w niej jeszcze wystąpić, czy skupia się wyłącznie na KSW?
Poza nazwą w ACA zmieniło się też trochę innych rzeczy. Po rozmowach z Mairbekiem [Chasijewem, szefem ACA – red.] był plan, żebym walczył tu i tam. Jestem Czeczenem, fajnie byłoby bić się w organizacji z mojej ojczyzny. W końcu zdecydowałem jednak, że zostanę w KSW. Od lat żyję i walczę w Polsce, a ta organizacja to mój drugi dom. Jest mi tu bardzo dobrze.

Może pan zdradzić, czy kontrakt z KSW podpisał na jedną czy więcej walk?
Od iluś lat w ogóle nie współpracuję z KSW na zasadzie kontraktów. Mamy umowy na piśmie, tego wymaga prawo. Ale kontraktu wiążącego mnie z organizacją na ileś walk nie podpisuję. Ufamy sobie wzajemnie, kiedy przychodzi czas, siadamy i rozmawiamy. Wspólnie podejmujemy decyzje co do tego kiedy, z kim i za ile mam walczyć.

Askham to największe wyzwanie w pana karierze?
Oczywiście. Każda walka na jakimś etapie kariery jest najważniejsza. Scott to zawodnik młodszy ode mnie o osiem lat. Jest na topie, zdobył tytuł mistrza KSW. Wszyscy widzieli, jak świetną formę pokazał. Pytałeś o wyzwania, motywację, chęć wygrywania. Walka z kimś takim zapewnia to wszystko. Rywalizacja jest nieodłącznym elementem życia sportowca. Chcę sprawdzać się z najlepszymi. Od dawna mówiłem, że nie chodzi mi o pas, tylko o walki z rywalami na najwyższym poziomie.

Zapowiadał pan, że to Scott jest faworytem tej walki. Dlaczego pan tak uważa?
Chodziło ogólnie o to, że... Hmm, ja nie mówiłem że Scott jest faworytem! (śmiech)

A na konferencji zapowiadającej galę?
Ok, ale wtedy powiedziano mi, że on jest faworytem, bo bukmacherzy tak uważają. Dla mnie to nie ma znaczenia. W przeszłości czasem to ja byłem faworytem, czasem rywal. Różnie się te przewidywania sprawdzały. W tej chwili Scott jest na topie, ma tytuł mistrza. Dlatego ja jestem underdogiem. O, widzisz, nawet pasuje. (śmiech) [Chalidow zagrał niedawno w filmie „Underdog” reżyserii współwłaściciela KSW Macieja Kawulskiego – red.]

Chyba każdy kibic wie, w jaki sposób Askham utorował sobie drogę do pasa – potężnymi kopnięciami. Na co poza nimi będzie pan musiał najbardziej uważać?
W ostatnich walkach pokazał kopnięcia, ale jesteśmy na takim poziomie MMA, że nie ma już przeciwników groźnych tylko w stójce czy parterze. Scott jest zawodnikiem kompletnym, dobrym w każdej płaszczyźnie.

A jeśli chodzi o luki w jego grze?
Jakieś zauważyliśmy, ale on na pewno mógłby powiedzieć to samo o mnie. Poza tym zauważyć lukę a wykorzystać ją to dwie zupełnie inne sprawy. Łatwo nie będzie.

Przed sobotnią galą wziął pan udział w KSW Games, gdzie ścigał się na wirtualnym torze m.in. z Damianem Janikowskim i Szymonem Kołeckim. Chyba całkiem przyjemny sposób na zareklamowanie gali?
To była fajna zabawa. Kiedyś grałem na komputerze czy konsoli częściej, w ostatnich latach to odstawiłem. Ale tam włączyła mi się taka chęć rywalizacji, że jeśli zrobią taki wyścig jeszcze raz, to na pewno lepiej się przygotuję. Kupuję kierownicę i będę grał w grę. (śmiech) Chociaż osobiście nie jestem zwolennikiem tego, żeby dzieci bawiły się non stop. Moi synowie grają tylko i wyłącznie w niedzielę. Wybraliśmy im też określone gry. Niektóre z nich są dla dzieciaków rozwijające. Polepszają koncentrację i refleks, dzięki nim mózg pracuje w innych obszarach. Granie, oczywiście z umiarem, to nic złego.

Samochodową otoczkę gali w Gliwicach KSW wymyśliło jeszcze zanim doszło do pana głośnego zatrzymania przez antyterrorystów i policję. Z tego co widać na trailerze gali czy podczas KSW Games, ta tematyka w żaden sposób panu nie przeszkadza.
MMA, sport i szybkie samochody to moje pasje. Niestety, czasem wychodzi to bokiem. (śmiech) Czasem człowiek zbyt często zmienia auta i wychodzą z tego dziwne rzeczy. Pewna osoba wykorzystała moje zaufanie. Cała sytuacja wynikła z jej pomówień. Sprawa jest w toku. Będę dochodził swoich praw w sądzie. Ktoś prowadzi swoją grę, która nie ma na celu dotarcia do prawdy. Gdyby było inaczej, zostałoby to rozegrane w zupełnie inny sposób. Dla mnie to kolejne doświadczenie życiowe. Przy okazji też jeden z bodźców, dzięki którym wróciłem do MMA, bo kibice okazali mi bardzo duże wsparcie. Zarzutami się nie przejmuję, bo jestem niewinny. Wierzę w to, że prawda zawsze zwycięży.

Trailer KSW 52. Mamed... znów zatrzymany!

Czyli pana zatrzymanie było kolejną pokazówką, jakich w tym kraju w przeszłości nie brakowało?
Widzieliśmy w Polsce już wiele podobnych spraw. Można to było rozwiązać w zupełnie inny sposób. Gdybym dostał wezwanie, chętnie złożyłbym wyjaśnienia. Zamiast tego zrobiono obrzydliwą pokazówkę. Wybijanie szyb i wchodzenie do domu, w którym była też moja żona i dzieci. Prokurator chyba chciał się popisać i zaistnieć w mediach. Będę mówił o tym głośno. Ta przykra sytuacja to nic w porównaniu do tego, co dzieje się na całym świecie, nie będę nad tym płakał. Ale to było bardzo brzydkie i słabe.

Rozmawiał Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Trwa głosowanie...

Kto wygra walkę wieczoru KSW 52?

ZOBACZ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Mamed Chalidow przed KSW 52: Dopiero porażki nauczyły mnie, jak trzeba walczyć [WYWIAD] - Sportowy24

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska