Lewandowski w Oslo pobiegł świetnie pod względem taktycznym. Na finiszu wyprzedził rywali i wpadł na metę z wynikiem 3:52.34. Tym samym pobił ponad 42-letni rekord Polski należący do nieodżałowanego Bronisława Malinowskiego. Osiągnięcie tym większe, że zrealizowane w dniu urodzin.
- Czuję się extra i mega się cieszę - mówił po biegu "Lewy". - W końcu pobiłem rekord Polski i to o 3 sekundy. To spore osiągniecie. Nie jestem jednak jakoś szczególnie zaskoczony, jechałem tam z takim nastawieniem. Ten start miałem zaplanowany dużo wcześniej i pobicie tego rekordu było moim głównym celem. Wiedziałem, że to zawody z cyklu Diamentowej Ligi, więc startuje tutaj czołówka światowa i będzie mocne bieganie. Byłem na to przygotowany. Fajnie, że udało się to zrobić w moje urodziny - podkreśla.
Więcej wiadomości sportowych, zdjęcia, wideo, relacje live na www.pomorska.pl/sport
Lewandowski można powiedzieć, że jest jak wino: im starszy, tym lepszy.
- I szybszy - śmieje się biegacz Zawiszy. - Cieszę się, że tak mówią. Cieszę się, że ten mój występ w Norwegii odbił się takim szerokim echem w mediach w Polsce, ale przede wszystkim zagranicą. Norwegowie liczyli na zwycięstwo swojego rodaka Jacoba Ingebrigtsena, a ja te plany pokrzyżowałem - dodaje.
"Lewy" jest ostatnio mocno zapracowany. Niedawno startował w 1. Memoriale Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy. Przypomnijmy, że tam przegrał na 800 metrów między innymi z Adamem Kszczotem.
- Trochę się tego obawiałem. Bieganie dzień po dniu jeszcze z podróżą pomiędzy to spore wyzwanie. W Bydgoszczy pobiegłem 800 metrów. Nie ma co ukrywać, że od dwóch lat nie jest to mój koronny dystans. Robię głównie trening wytrzymałościowy pod 1500 m. Do tego to początek sezonu. Mam jeszcze sporo czasu do mistrzostw świata w Doha. A to tam muszę odpalić petardę - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku
