Toast imieninowy
- To był mój błąd. Dałem się namówić na toast imieninowy. Po imprezie musiałem szybko wracać do domu, a samochodu nie mogłem zostawić - tłumaczy Marcin Wnuk.
Opowiada, że gdy wyjeżdżał z drogi podporządkowanej, zobaczył jadący z dużą prędkością samochód ciężarowy. Włączył wsteczny bieg i uderzył w stojący za nim pojazd. Pech chciał, że natknął się właśnie na policyjny radiowóz.
Przypomnijmy, że usiadł za kierownicą mając 1,62 promila alkoholu w organizmie.
- Od razu przyznałem się do winy. Nie było wątpliwości, że popełniłem ewidentne przestępstwo. Sytuacja była oczywista. Nie miało sensu mataczyć lub wymyślać niestworzone historie, które stawiałyby mnie w korzystniejszym świetle. Jestem osobą dorosłą i odpowiadam za swoje zachowanie - wyznaje.
Złożył mandat
Nie ukrywa, że sytuacja, w której się znalazł, to koniec jego kariery politycznej. Przypomnijmy, że aktualnie jest radnym sejmiku wojewódzkiego. - Na ręce przewodniczącego złożyłem już pismo, w którym poinformowałem go, że rezygnuję z mandatu. Nie chcę czekać na rozstrzygnięcie sądu - informuje.
Zapewnia, że jest wrogiem wsiadania za kierownicę pod wpływem alkoholu. Nie wie dziś, co go podkusiło, że złamał zasadę, której dotąd był wierny. - Wstyd. To była chwila słabości. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy w życiu - zapewnia.
***
Czyn, jakiego dopuścił się były prezydent Inowrocławia zasługuje na karę. Wyrok sądowy będzie tylko jej przypieczętowaniem. Muszę jednak przyznać, że wyznanie Marcina Wnuka bardzo mnie zaskoczyło. Spodziewałem się, że usłyszę jakąś wyssaną z palca historyjkę typu: "alkoholu nie piłem, a jedynie płukałem usta". Z polityki odchodzi w cieniu afery, do której sam się przyczynił, ale robi to z klasą, jakiej brakuje wielu polskim politykom.