- Jakie były założenia taktyczne w wyścigu o mistrzostwo Polski?
- Mieliśmy cały czas jechać w czołówce peletonu i kontrolować przebieg wydarzeń. Od początku byliśmy bardzo aktywni, ale najważniejsze, że wszyscy dobrze ze sobą współpracowaliśmy. Udało się plany zrealizować w stu procentach. Jestem bardzo szczęśliwy, bo nie spodziewałem się tak wielkiego sukcesu.
- Na finiszu zostało was czterech, z czego ty i Łukasz Owsian z Pacificu. Była ostra walka?
- W zasadzie finiszowaliśmy w trójkę, jeden zawodnik odpadł przed metą, a został jeszcze rywal z Krakowa. Nie było żadnych kalkulacji, w takiej sytuacji nie można się już na nikogo oglądać.
- Jak tata zareagował na twój sukces?
- Przyjechał w Złotoryi, cały czas mnie mocno dopingował i bardzo się cieszył. Teraz mam nadzieję, że to nie był mój ostatni medal mistrzostw Polski.
- Jesteś synem znanego kolarza i pewnie nie jest łatwo, cały czas będziesz porównywany do ojca.
- Bywa trudno. Często w rozmowach pada ten temat, wszyscy w środowisku znają ojca i jego wyniki. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze długo będę w jego cieniu, ale może kiedyś uda mi się mu dorównać.
- W ogóle była możliwość, żebyś nie został kolarzem?
- Chyba nie (śmiech). Ojciec mnie zachęcał od dziecka do jazdy na rowerze, ale nic by to nie dało, gdyby ten sport mi się nie podobał. Tymczasem pokochałem to od razu i nie trzeba było mnie specjalne popychać do treningów.
- W jaki sposób trafiłeś do Torunia?
- W juniorach jeździłem we Flocie Gdynia, potem była Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Świdnicy. Rok temu odezwał się do mnie trener Leszek Szyszkowski z propozycją przejścia do Torunia. Długo się nie zastanawiałem, bo to najlepszy klub w Polsce.
- Jakie kolejne plany mistrza Polski?
- Wyjazd do Włoch i przygotowania do mistrzostw Europy, które są już za trzy tygodnie.