Były nazwiska i przykłady, ale Brunce chyba nie chodziło o napiętnowanie radnych, ale o zwrócenie uwagi na fakt, że radni sobie z tym nie radzą. I że chyba jest im potrzebne wsparcie. Pokaźna liczba błędów znaleziona przez niego w oświadczeniach świadczy o tym, że niezbędna byłaby większa kontrola nad tymi dokumentami. Brunka sugerował, że to przewodniczący rady miejskiej mógłby podjąć działania, by radnymi pokierować. Odniósł się też do swojej sytuacji - ma zarzuty prokuratorskie w związku ze swoim oświadczeniem - zalecając ostrożność w ferowaniu wyroków.
Emocjonalnie zareagował burmistrz Arseniusz Finster, który pytał, czy radny wziął na widelec także jego oświadczenie majątkowe i czy ono aby jest w porządku?
- Pan mówi o błędach radnych, ale te osoby nie mają zarzutów prokuratorskich - dodawał Finster. - A pan dzisiaj zachowuje się jak sąd.
Marek Szank ubolewał, że Mariusz Brunka nie zwrócił radnym wcześniej uwagi na ich błędy. Upomniał kolegę z opozycji za jego stopniowanie napięcia i zapowiedzi, że w swoim czasie odkryje „prawdę” o radnych, niech się pomartwią i zastanawiają, o kogo chodzi i kto ma co na sumieniu. - Niech pan wyładuje magazynek, jeśli ma pan coś jeszcze w zanadrzu, bo coś takiego nie przystoi - nawoływał.
Brunka sugerował jeszcze, że podobne sprawy budzą wiele emocji i mogą być wykorzystywane do walki politycznej. - Nie ma chyba nic gorszego niż prokurator na telefon - stwierdził.
To ubodło burmistrza. - Pan przekroczył pewne granice - kipiał Finster. - Nigdy nie dzwoniłem do prokuratora w sprawie Mariusza Brunki. Myślałem, że wystarczy panu, że nie wierzę w to, że świadomie zrobił pan błędy w swoim oświadczeniu. Ale widocznie pana błędy są tak grube, że ma pan zarzuty. A inni ich nie mają...