- Już jest pewne, na kolejkę przed końcem zmagań, że Start będzie przodował tabeli V ligi grupie 1 po rundzie jesiennej. Przeskok z A-klasy do "okręgówki" chyba nie był Startowi straszny.
- Obecny zespół stać na o wiele więcej, niż grę w V lidze. Niezależnie od poprzednich wyników, trzeba stale walczyć o lepszą grę. Jedynie maksymalne zaangażowanie i koncentracja przed każdym meczem mogą przynieść rezultaty. Jesteśmy zadowoleni z miejsca w tabeli, ale trzeba oddać, że przeciwnicy gubili sporo punktów. Można się cieszyć z obecnej lokaty, ale prawdziwa radość będzie dopiero wtedy, gdy utrzymamy ją na koniec sezonu.
- Od początku sezonu straciliście jedynie trzy punkty. Można wysunąć wniosek - albo Start jest taki mocny, albo liga taka słaba.
- I tu można się mylić, gdyż liga jest bardzo mocna. Jak już mówiłem - faworyci gubili punkty, było sporo niespodzianek. Nam też mogły przydarzyć się wpadki - przecież minimalnie wygraliśmy z Unislavią, ostatnio męczyliśmy się z Pomorzaninem Serock.
- Jesienią Start spisywał się tak, jakby pan sobie obiecywał?
- W końcu złapaliśmy wiatr w żagle. Od początku roku nasza forma była zmienna. Po przepracowanej zimie, było obiecująco, lecz po tragedii w Smoleńsku coś się popsuło. Była przerwa, później pojawiły się walkowery, kontuzje w drużynie i zespół po prostu zgubił rytm meczowy. Cały czas pracowaliśmy nad poprawą. Teraz gramy futbol na "tak" - piłkę ciekawą, do przodu, nie skupiając się stale na defensywie. Prezentowaliśmy się solidnie przez całą rundę i myślę, że spełniliśmy oczekiwania działaczy, sponsorów i kibiców.
- Jutro Start zagra przeciwko rezerwom Olimpii - drużynie klubu, w którym kilka lat temu pracował pan jako trener. Zarówno pan, jak i kilku zawodników nie musicie martwić o motywację.
- Tak jak w każdym spotkaniu, zagramy z nastawieniem zwycięstwa. Człowiek po latach podchodzi do pewnych spraw inaczej. Osobiście nie wracam wspomnieniami do tego okresu i nie rozpamiętuję mego zwolnienia. Wczoraj byłem trenerem Olimpii, dziś jestem w Starcie, jutro mogę być gdzie indziej. W tym zawodzie nie zna się dnia ani godziny. Wierzę, że zawodnicy, grający wcześniej w Grudziądzu, podzielają moje podejście przed niedzielnym spotkaniem. Tacy piłkarze jak Michał Zarembski, czy Jacek Kalinowski, na pewno będą chcieli przypomnieć się kibicom. Oby tylko się nie sparzyli.