Tomasz Gollob to wychowanek bydgoskiej Polonii. Z Gryfem na plastronie startował od 1988 do 2003 roku (z roczną przerwą na Wybrzeże Gdańsk na czas służby wojskowej), z bydgoskim klubem wywalczył w sumie 11 medali Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym pięć mistrzowskich tytułów. Do tego dołożył kilkadziesiąt innych krążków, pucharów i tytułów oraz tysiące punktów wywalczonych na torze.
Drogi Golloba i Polonii rozeszły się na koniec 2003 roku. Najlepszy wówczas polski żużlowiec trafił do Tarnowa (2004-2007), pomagając tamtejszej Unii w zdobywaniu szczytów w polskiej lidze. W latach 2008 - 2012 był zawodnikiem Stali Gorzów, potem trafił do Unibaxu Toruń (2013-2014), od sezonu 2015 był zawodnikiem GKM Grudziądz. Jego karierę w 2017 roku przerwał dramatyczny wypadek na treningu motocrossowym.
Po latach Gollob odsłonił nieco kulisy transferowych rozmów i startów w poszczególnych klubach.
Jak wyznał w podcaście "Mówi się żużel" w serwisie YouTube, to nie pieniądze kierowały jego decyzjami. Gdyby tak było, jego obecność w klubie z Bydgoszczy byłaby krótsza.
Skończyłaby się już w 1999 roku, gdy przyszła bardzo konkretna finansowo propozycja z Wrocławia. - Ważyły się wtedy losy moich startów w Bydgoszczy. Były rozmowy bym jeździł we Wrocławiu - opowiadał. Podkreślając, że kuszącej oferty nie wykorzystał, by podbić stawkę w macierzystym klubie. - Nie używałem argumentu wrocławskiej oferty w rozmowach z innymi. Nie skusiłem się też na tę ofertę, zostałem w Bydgoszczy i mogę zdradzić, że finansowo straciłem bardzo dużo na tym, że nie przeszedłem wtedy do Wrocławia.
W Bydgoszczy za chwilę pojawiły się jednak finansowe kłopoty, a po kilku kolejnych sezonach stały się sporym problemem. Po sezonie 2003 wiadomo było, że Tomasz Gollob (i jego brat Jacek) odejdą z Bydgoszczy.
- Chciałem kończyć z żużlem - przyznał w podcaście Tomasz Gollob. - Pojawiła się myśl, żeby przestać startować, zająć się czymś innym. Znaleźli się jednak ludzie, którzy przekonali mnie do zmiany decyzji.
Byli to Szczepan Bukowski z Unii Tarnów i Grzegorz Ślak, ówczesny prezes zarządu rafinerii Trzebinia. - Zrobili wszystko, by mnie tam ściągnąć. Posłuchałem ich, dałem się przekonać. Ten czas w Tarnowie był mi potrzebny, żeby się odbudować, zwłaszcza po wypadkach. Musiałem podnieść się sportowo. Zrobiliśmy tam dwa tytuły Drużynowego Mistrza Polski - wspominał.
Jak zdradził, Szczepan Bukowski, zatrudniając go, miał jedną szczególną prośbę. Chciał, bym w Tarnowie został do końca kariery, a jeśli już miałbym odejść, to wszędzie, byle nie do Rzeszowa - mówił Gollob. - Pośmialiśmy się z tego, bo były to oczywiście prośby z przymrużeniem oka.
A mało brakowało, by z Tarnowa Gollob przeniósł się właśnie do Rzeszowa. Stała za tym Marta Półtorak, która swego czasu szefowała tamtejszemu klubowi. - Bardzo ją cenię za jej pracę na rzecz rozwoju żużla. Włożyła w to sporo czasu i pieniędzy - podkreślał Gollob w "Mówi się żużel". - Po 2007 po sezonie w Tarnowie byłem już jedną noga w innym klubie. Kierowałem się na Rzeszów. Byłem bardzo blisko tego klubu i startów u Marty Półtorak.
Wtedy jednak wszystko zmienił telefon od Władysława Komarnickiego, senatora, prezesa klubu z Gorzowa.
- Ja jestem szczery, więc gdy zadzwonił, powiedziałem mu: panie Władysławie, ta rozmowa nie będzie długa, pięć minut i dobra kawa, bo ja jestem już prawie w innym klubie - wspominał Gollob w "Mówi się żużel". - On jednak nalegał. Spotkaliśmy się w knajpie Pasiburzuch, pod Piłą. Pierwsze wrażenie było takie, że to porządny człowiek, choć początkowo myślałem, że trochę fantazjuje na temat żużla. Myślałem, że mówi wszystko, żeby tylko przekonać mnie do startów w Gorzowie. Był jednak przełom w tej rozmowie. Gdy wyciągnął plany stadionu w Gorzowie, ze szczegółami opowiedział, jaki ma plan, jakich chce zawodników i jakich efektów oczekuje. Chciał mieć wynik sportowy drużyny i mistrz świata. Chciał też, by wykreować kogoś z Gorzowa na mistrza. No i żebym nie trafił do Zielonej Góry - śmiał się Gollob. Przyznając, że na rozmowy z Falubazem również się odbyly. - Byłem też na rozmowach z Robertem Dowhanem, natomiast szybko, wiedziałem, że w Zielonej Górze nie będę. Mieliśmy inne spojrzenie na ten sport inne plany.
Rozmowa w Pasibrzuchu, jak się okazało, zmieniła kierunek i Gollob z "trasy do Rzeszowa" zawrócił na Gorzów. - Wytłumaczyłem to Marcie Półtorak, choć ciężko było mi odmówić - przyznał.
Pierwsze starty w Gorzowie były trudne, Gollob nie mógł odnaleźć się na tamtejszym torze. - Szybko pomyślałem sobie: panie Tomku, trzeba się wziąć do pracy. Zakasać rękawy, bo nic nie wygramy - wspominał.
W Gorzowie spełnił swoją rolę, był czołowym zawodnikiem drużyny, ale po mistrzostwo Polski Stal nie sięgnęła. Za to Gollob spełnił wreszcie swoje marzenie i w 2010 roku sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza świata. Nigdy nie ukrywał, że ogromna w tym zasługa Władysława Komarnickiego i klubu z Gorzowa.
Dwa sezony Gollob spędził w Toruniu, ale drużyna również nie sięgnęła szczytu. W 2015 roku przeniósł się do Grudziądza. Tam również łatwo nie było. Gollob nie miał problemów na grudziądzkim torze, potrafił zachwycać szarżami jak za dawnych lat, ale cięższe tory sprawiały mu problemy.
- Bywało ciężko - przyznał. Zdradzając przy okazji rozmowy w podcaście: - Jeżdżąc pierwszy rok w Grudziądzu, miałem sparaliżowaną lewą nogę. W maju, na motocrossie doznałem kontuzji, pękły mi kręgi lędźwiowe i potrzebna była operacja. Musiałem jednak sezon dojechać do końca, miałem zobowiązania. Jeździłem więc na blokadach i na torach cięższych było po prostu trudno. O kłopotach ze zdrowiem informowałem oczywiście pracodawcę, ale nie robiłem z tego publicznego przedstawienia - wyznał.
Zobacz materiał wideo: Sportowe Wydarzenie Weekendu - odcinek 18.11.2024.
