- Bardzo dużo u nas tych marketów - przyznaje Barbara Mleczek, gospodyni domowa z Golubia-Dobrzynia. - Ale przyznam, że sama chodzę do nich na zakupy.
Mieszkańcy miasta mają w czym wybierać: Biedronka, Lidl, Polo Market, Rossmann, Tesco, Intermarche - na rogu niemal każdej większej ulicy można znaleźć market. Ale to nie koniec - za chwilę staną kolejne dwa: Bricomarche i drugi Polo.
Mali przedsiębiorcy boją się, że kolejny wielki sklep odbierze im utarg. - Już dosyć tych molochów - mówi pani Joanna, właścicielka niewielkiego sklepu spożywczego. - Odkąd otworzyli markety, utarg zmniejszył mi się prawie o jedną trzecią. Jak tu związać koniec z końcem?
Innego zdania jest pani Agnieszka, sprzedawczyni w sklepie z odzieżą. - Nie zauważyłam, żeby utarg jakoś znacząco spadł ostatnio - przyznaje. - Większość ludzi woli ubrania, które nie rozpadną się po pierwszym praniu. A odzież z supermarketów nie jest przecież najlepszej jakości.
Wydaje się, że mniejsi kupcy rzeczywiście nie stracili wiele na powstaniu kolejnych sklepów sieciowych. - Mam wrażenie, że minął już czas, kiedy markety zabierały klientów osiedlowym sklepikom - mówi Jarosław Zakrzewski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy - Teraz skupiły się one na konkurencji między sobą. Zresztą - w mieście co i rusz powstają nowe, małe sklepy. Drobny handel chyba nie upadnie.
Tylko w tym roku działalność handlową w powiecie golubsko-dobrzyńskim ogłosiło 10 nowych punktów. Powstały niewielkie “spożywczaki", butiki, a nawet sklep z dywanami czy ze sztucznymi drzewkami. Dużym zainteresowaniem cieszyły się też pawilony przy ul. Konopnickiej. Na prośbę handlowców zbudowano ich więcej, niż pierwotnie było w planie. Na ul. Szkolnej dla sklepikarzy remontowany jest właśnie kolejny budynek.
- Podobnie jest na ul. Pod Arkadami - przyznaje Roman Tasarz, burmistrz miasta. - Przeznaczone są one na działalność handlową, a lokalizacja przy markecie tylko podnosi ich atrakcyjność.
Duży sklep jest bowiem jak magnes - przyciąga klientów. Im więcej ludzi w markecie, tym większa szansa, że odwiedzą oni też pobliskie sklepy.
Supermarkety przydają się też miastu. Przede wszystkim - płacą podatki. Tylko w tym roku do miejskiej kasy wpłynęło ponad 217 tys. zł. Do tego dochodzą zyski z koncesji na sprzedaż alkoholu. - Podatnik to podatnik - przyznaje burmistrz. - Nie ma różnicy, czy market, czy fabryka. A te sklepy dają pracę kilkudziesięciu mieszkańcom miasta.
Według statystyk PUP w marketach już teraz pracuje ok. 100 mieszkańców miasta i okolic. Bricomarche chce zatrudnić 26 pracowników, a nowy Polo Market oferuje ok. 40 etatów. To sporo - zważywszy, że w mieście jest 1060 bezrobotnych, w tym aż 50 z wyższym wykształceniem.
Marketów zazdroszczą też Golubiowi-Dobrzyniowi mieszkańcy Rypina, którzy od lat nie mogą się doczekać sklepu wielkopowierzchniowego w swoim mieście. - Przydałby się jakiś market - przyznaje Sara Literska z Rypina. - W małych sklepach jest dość drogo, może w dużym byłoby taniej - dodaje rypinianka.
Polo i Bricomarche będą otwarte jeszcze w tym roku. W kolejce czeka kolejny market - tym razem odzieżowy: Pepco.
