Miasteczko na wyspie u wybrzeży Normandii wciąż żyje niedzielną tragedią polskiej rodziny.
- Sąsiedzi Rzeszowskich traktowali ich jako część społeczności - mówi w rozmowie z "Pomorską" Richard McKenzie, wiceburmistrz liczącego 90 tys. mieszkańców St.Helier - Ludzie składają kwiaty w miejscu tej strasznej tragedii. Są też gotowi w jakiś sposób pomóc bliskim ofiar.
Przeczytaj także:Morderstwo na Jersey. Policja zbierała informacje w Bydgoszczy
Przypomnijmy, że około godziny 15 Damian Rzeszowski rzucił się z nożem na swoją 31-letnią żonę Izabelę. Oprócz kobiety zginęło dwoje dzieci, Marek Garstka - teść oprawcy, Marta de la Haye - przyjaciółka rodziny oraz jej 5-letnia córka.
Tragedia rozegrała się na oczach kilkunastu przerażonych sąsiadów. Na końcu mężczyzna chciał popełnić samobójstwo.
Przeczytaj także:Morderstwo na wyspie Jersey. "To było zwykłe małżeństwo"
- Brytyjska policja nie przesłuchała jeszcze Damiana rzeszowskiego - mówi Sylwia Piestrzyńska, dziennikarka lokalnej gazety "Jersey Evening Post". - Śledczy wciąż czekają na pozwolenie lekarzy, pod których opieką znajduje się morderca.
Wczoraj na wyspę Jersey poleciał Krzysztof Garstka, brat zamordowanej Izabeli. Miał zidentyfikować ciała ofiar.
Posłuchaj rozmowy z bratową zamordowanej bydgoszczanki
- Z niewielu informacji, które przeciekają z policji, wiadomo już, że sekcja zwłok wykluczyła, jakoby któraś z zamordowanych kobiet była w ciąży - dodaje Piestrzyńska.
Izabela Rzeszowska pochodziła z Bydgoszczy. Zanim osiem lat temu wraz z mężem wyjechała na Jersey, mieszkała przy ulicy Cieszkowskiego. Damian pracował w St. Helier na budowie. Na utrzymaniu miał żonę i dwójkę dzieci - sześcioletnią Kingę i półtorarocznego Kacpra.
Czytaj e-wydanie »