Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto nad rzeką

Rozmawiali Alicja Polewska i Marek K. Jankowiak
Krystyna Bacciarelli
Krystyna Bacciarelli fot. Wojciech Wieszok
Rozmowa z Krystyną Bacciarelli redaktorem naczelnym Kalendarza Bydgoskiego

Coś więcej o...

Coś więcej o...

Znak Zodiaku - Baran
Ulubiony smak - pikantny
Kolor - zieleń i czerwień (chociaż tego drugiego nie noszę)
Zapach - konwalie, las i łąka zaraz po deszczu, zioła
Kwiat - piwonia
Alkohol - kiedyś gin z tonikiem, teraz dobre wino
Samochód - jeżdżę czerwonym seicento i go lubię

- Masz swój kalendarz, z którym pracujesz na co dzień?

- Jasne. Codziennie zapisuję na karteczce z datą wszystkie najważniejsze rzeczy, które mam w ciągu tego dnia zrobić. A gdy czegoś nie uda mi się załatwić, to przepisuję to wieczorem na następną kartkę.

- A "Kalendarz Bydgoski" - który z kolei przygotowujesz?

- Ten przyszłoroczny będzie już dziewiąty. Redaktorem naczelnym i przewodniczącą sekcji wydawniczej przy Towarzystwie Miłośników Miasta Bydgoszczy zostałam w 1999 roku. Było ciężko, bo zaczynałam wówczas od zera. Przejęłam "Kalendarz" w spadku, z niewielkimi zapasami tekstów. Poza tym - wymyśliłam sobie, że pierwszy "mój" "Kalendarz" ma być kolorowy. Tu jednak od razu chcę zaznaczyć, że "Kalendarza" nie robię tylko ja. Przygotowuje go cały zespół ludzi. No i chcę być uczciwa wobec mojego poprzednika - Daniel Rudnicki, bo o nim mowa, pierwszy przeprowadził rewolucję w "Kalendarzu". Odszedł od wąskiego formatu, wprowadził foliowaną okładkę. To w czterdziestoletniej historii tego wydawnictwa był prawdziwy przewrót.

- Czy redaktor naczelny "Kalendarza Bydgoskiego" musi być ślepo zapatrzony w Bydgoszcz?

- No, ostatnio, gdy usłyszałam, że Bydgoszcz jest jednym z najbrzydszych miast w Polsce, to mnie rzuciło na ścianę. Bo z taką oceną się nie zgadzam. Jestem bydgoszczanką z wyboru moich rodziców. Oni przyjechali tu z Wileńszczyzny. No, ale skoro tu mi przyszło żyć, to oczywiście traktuję Bydgoszcz jako swoje małe, ale ważne miejsce na ziemi. I bardzo lubię to miasto. Co wcale nie znaczy, że nie widzę tego, co złe w Bydgoszczy. A, niestety, miasto jest zaniedbane. I sami mieszkańcy niewiele robią, żeby ten wizerunek zmienić. Władza zresztą, też. I to od kilku kadencji.

- Co najbardziej cię drażni w tym mieście?

- Fruwające wciąż po ulicach śmieci. I bardzo uciążliwy układ komunikacyjny. Złości mnie też trochę, gdy bydgoszczanie bez przerwy źle mówią o swoim mieście.

- A co ci się w nim podoba?

- Namawiam, żeby idąc po fatalnych chodnikach, chociaż na chwilę podnieść wzrok i spojrzeć na niektóre piękne kamienice. Wiele z nich zmieniło swój wygląd, zostały zmodernizowane i odnowione. Ma na pewno swój urok Bydgoska Starówka (ja w "Kalendarzu Bydgoskim" zawsze piszę o niej z dużej litery, bo chcę podkreślić, że jest niepowtarzalna - ma zachowaną średniowieczną siatkę ulic, tworzy szczególny klimat), piękna jest też Wyspa Młyńska. To zresztą fragment miasta, który łączy się z moim dzieciństwem, bo mieszkałam na rogu ul. Warmińskiego. Pamiętam więc dobrze zapach czekolady z pobliskiej fabryki, który mieszał się z zapachami z galwanizerni. Pamiętam wielki ruch na Brdzie - barki, łódki, kajaki. Pamiętam też dobrze zapach mąki i kaszy z młynów Rottera na Wyspie.

- Jakie jest twoje pierwsze skojarzenie z hasłem Bydgoszcz?

- Rzeka. I niepowtarzalne położenie miasta nad tą rzeką. No i, niestety, żal, że walorów wynikających z takiego położenia miasto nie wykorzystuje.

- Czego ci najbardziej w Bydgoszczy brakuje?

- Śmiałych realizacji inwestycji. Takich na przykład, jak BRE Bank nad Brdą, w centrum miasta. Wstyd się przyznać, ale mnie atmosferę tego miejsca i klimat tego wszystkiego, co dzieje się na nabrzeżu Brdy wokół niego uświadomiła szwagierka, która po latach nieobecności przyjechała do Bydgoszczy, żeby mężowi i synowi miasto pokazać. Chciałabym też, żeby bydgoszczanie częściej byli dumni ze swojego miasta. Żeby przybywało takich zapaleńców jak Figas, Derenda, Orzechowski czy Sobociński, którzy zawsze z Bydgoszczą się utożsamiali i byli motorem najróżniejszych działań promocyjnych.

- A czego ci najbardziej brakuje w "Kalendarzu Bydgoskim"?

- Wciąż jest za mało chętnych do pisania. I to głównie o współczesnej Bydgoszczy. Zwłaszcza o jej gospodarce. Wagę gospodarki mocno często akcentuję, bo to przecież jest konstrukcja miasta. Nie ma kasy w mieście, to potem brakuje środków na imprezy. Ubolewam też czasem na łamach, że Bydgoszcz maleje, bo się jej mieszkańcy wyprowadzają do okolicznych gmin. Na łamach "Kalendarza" pokazujemy ostatnio, jak duże są to ubytki w poszczególnych dzielnicach miasta.

- Co zrobiłabyś z pomnikiem na Starym Rynku?

- Przeniosłabym. Na Wzgórze Wolności. Czyli tam, gdzie naprawdę leżą prochy ofiar. Myślę, że Cmentarz Bohaterów, to najlepsze miejsce, jest tam nawet ołtarz polowy. Na rynku zostawiłabym tylko "ślad" upamiętniający zdarzenie.

- A na zakupy w nowej "Astorii" już się cieszysz?

- Miasto jest organizmem żywym, trudno więc się roztkliwiać nad każdym budynkiem. Wolałabym jednak, żeby kościół Klarysek był bardziej wyeksponowany. No i fasada od strony ul. Jagiellońskiej, chociaż w części, mogłaby przypominać obiekt starej drukarni.

- Co cię wkurza na co dzień?

- Obłuda, kłamstwo, zawiść i głupota.

- A jak się wkurzysz, to co robisz?

- Najczęściej krzyczę. Jestem zapalczywa.

- W "Kalendarzu" swoich słabości zapisz teraz szybko odpowiedzi na pytanie: twoja największa wada i zaleta...

- ... dwa w jednym - upór. No bo czasem upór bywa zaletą. Gdy egzekwuję teksty od koleżanek czy kolegów, to mówią niektórzy, że jak się uprę, to już nie popuszczę. Ale potem się cieszą, że ich przydusiłam.

- Bardzo lubię...

- ... słuchać dobrej muzyki.

- Dobrej, czyli jakiej?

- Może być jazz. Albo klasyczna, symfoniczna. Ważne, żeby była w dobrym gatunku. Śpiewać nie umiem, ale muzykę słyszę.

- Choćby nie wiem co, zawsze znajdę czas na...

- ... czytanie. Czytam naprawdę dużo. Nie zawsze do końca, to też fakt. Czasem książki kupuję, zaczynam, a potem, gdy mnie nie zainteresuje, porzucam. Niedawno skończyłam "Gułag", teraz przymierzam się do "Dworu czerwonego cara", a potem zamierzam sobie przypomnieć "Solaris" Lema.

- Chciałabym mieć...

- ... więcej czasu. I możliwości finansowych też.

- Boję się...

- ... najbardziej choroby. I bezradności.

- Dokąd chciałabyś pojechać?

- Do południowej Francji, Hiszpanii i Portugalii. Zresztą - wszędzie, gdzie ciepło i jest trochę zabytków cywilizacji.

- A jest na mapie takie miejsce, do którego zawsze chętnie wracasz?

- Pamięcią najchętniej wracam do Dubrownika. Równie chętnie jeżdżę w Bory Tucholskie, na Pojezierze Brodnickie.

- Komu i za co nie podałabyś ręki?

- Zbrodniarzowi. I komuś, kto krzywdzi dzieci.

- Czym można ci zrobić przyjemność?

- Jakąś sympatyczną niespodzianką.

- A przykrość?

- Kłamstwem w żywe oczy.

- Której z domowych czynności najbardziej nie lubisz?

- Mycia okien.

- A w kuchni chętnie bywasz?

- Tam rządy przejęła już córka Ania. Gustuje w kuchni wegetariańskiej. Ja czasami mamie gotuję. Gdy jeszcze żył mąż Marcelli, często próbowałam przyrządzać potrawy kuchni egzotycznych. Myślę, że mojego kurczaka po indyjsku jeszcze niektórzy pamiętają.

- Które cechy u mężczyzny cenisz najbardziej?

- Powinien być mądry i przystojny.

- A gdyby tylko oczy miały wybierać?

- Najpierw spojrzałyby na twarz i ręce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska