https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miesiąc po tragedii

Jadwiga Aleksandrowicz
W tym miejscu zginął osiemnastolatek
W tym miejscu zginął osiemnastolatek Jadwiga Aleksandrowicz
- Wypadki tu były i będą, bo drogi do peronu nie ma. Ludzie muszą iść po torach - dowodzą mieszkańcy Turzna.

Wśród mieszkańców wciąż żywa jest śmierć idącego po torach osiemnastolatka z Brzeźna. Pociąg pospieszny zahaczył go metr od wąskiego (niewiele ponad metr) peronu. Szedł torami, bo droga wiodąca na stację jest nieprzejezdna. W dniu wypadku ugrzązł na niej samochód policyjny. Prokurator i policjanci na miejsce tragedii brnęli kawał po rozmoczonym polu.

Droga prowadzi od szosy między polami Sobierajów. - Gdyby gmina dała jakiś materiał, kamień czy żużel, sam bym to rozrzucił. Ludzie zawsze jeździli tędy do pociągu. To praktycznie jedyna droga - mówi Zbigniew Sobieraj.

Karolina Rudzińska w dniu, gdy wydarzył się wypadek, miała jechać do Aleksandrowa. Pociągiem o 7.40. - Też szłam torami,

widziałam światła na peronie

Gdy podeszłam, jakiś zdenerwowany kolejarz zachęcał ludzi, żeby zobaczyli co się stało. Chyba chciał, żebyśmy się przekonali, jak może skończyć się chodzenie po torach - opowiada. Od ludzi dowiedziała się, że zginął chłopak z Brzeźna.

Marzena Sobieraj mówi, że to nie jedyny taki wypadek.

- Przed kilkoma laty zginął człowiek, który szedł do pociągu od strony Wagańca. Stamtąd w ogóle nie ma żadnego dojścia do peronów. Tylko po torowisku - mówi. Andrzej i Henryk Stężewscy pamiętają trzy albo cztery wypadki na torach, w których zginęli ludzie. Opowiadają też o mężczyźnie, któremu się udało. Leżał pijany na torach, między szynami. Nad głową przemknął mu pospieszny. Mężczyzna nawet tego nie zauważył.

Od asfaltówki w Turznie do peronów wiedzie wzdłuż torów wąska ścieżka, tuż przy torowisku po grzbiecie stromej górki. Gdy ślisko, ludzie wolą iść torami. - Dawniej SOK-iści przepędzali ludzi nawet z tej ścieżki. Teraz nikt

tego nie pilnuje

Drogą nikt nie pójdzie, bo będzie brnął po kolana w błocie - mówi. Anna Rucińska. Wspomina, że jeszcze 11 lat temu była w Turznie stacja, budynek gospodarczy i mieszkalny, w środku kasa. - Kolej kazała je rozebrać, bo stały za blisko peronów - mówi. Teraz stacja Turzno to dwa wąskie perony i i betonowa wiata wybudowana przez gminę. Tuż_przy wiacie kończy się nieprzejezdna droga na stację. Wśród pól widać resztki ścieżki wiodącej w stronę Turzynka.- To kiedyś była druga droga na stację. Ale rolnicy ją podorali -_ mówi Waldemar Pacholski, ojciec Damiana, który zginął na torach w drodze do szkoły

w ostatnim dniu nauki

przed feriami. Chłopak szedł od asfaltówki po torach. Metr od peronu uderzył w niego nadjeżdżający z tyłu pociąg pospieszny. Tego dnia jechał nie po tym torze co zwykle, bo trwała naprawa zerwanej sieci.

Waldemar Pacholski niemal codziennie odwiedza miejsce śmierci syna. Postawił krzyż, tlą się pod nim znicze. Nie może sobie darować, że sam go odwiózł do ścieżki przy torowisku. - Drogą na stację nie dało się jechać - mówi. Mieszka w sąsiedniej gminie Koneck. Namawia swojego wójta, by wspólnie z innymi wójtami zrobili jakiś porządny dojazd do peronów.

- Przecież z tej stacji korzystają

mieszkańcy gmin Raciążek, Aleksandrów, Waganiec, Koneck - dowodzi.

Wiesława Słowińska, wójt gminy Raciążek (na jej terenie znajduje się stacja) zamierza tę sprawę przedyskutować ze swoją radą. Chce także rozmawiać z wójtami sąsiednich gmin. Nie ukrywa, że o porządny dojazd do stacji zabiega też Karol Berger, sołtys Turzynka. - Trzeba ten problem jakoś rozwiązać - mówi pani wójt.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska