W murowanym baraku w Sikorzu mieszka osiem rodzin. Obiekt jest łatwo palny, bo w środku wyłożony drewnem, ścianki działowe są też drewniane, a niektórzy lokatorzy nie tylko, że popijają, to jeszcze mają pomysły.
- W poniedziałek nasz sąsiad urządził sobie ognisko na dywanie - relacjonuje nasza rozmówczyni. - Wezwaliśmy policję, ale każdego dnia boimy się, że spłoniemy tutaj żywcem. Były już u nas różne służby, od sanepidu po policję, i nie ma rady na to, co się dzieje.
- To prawda, tam jest niebezpiecznie - przyznaje burmistrz Waldemar Stupałkowski. - Jest problem z jedną z lokatorek, która nie tylko nie radzi sobie sama z sobą, ale też stwarza problemy innym. Chcemy ją wykwaterować do innego lokum, bardziej odizolowanego.
Burmistrz zapewnia, że stanie się to lada moment. Ale widocznie będzie musiał pomyśleć nie tylko o tej jednej lokatorce, skoro ognisko na dywanie rozpalił mężczyzna. Zdaniem jego sąsiadów, robi w baraku melinę. Pije, sprasza kompanów i ma pomysły...
- Znaleźliśmy na miejscu ślady okopconego dywanu, nadpalony garnek - mówi rzecznik prasowy policji Krzysztof Wieczorek. - Ognia już nie było. Ten pan odpowie za to, co zrobił, a dzielnicowy ma zwrócić uwagę na ten dom.
Pytamy - czy to wystarczy?