Sadzonki już rozdano - teraz trzeba czekać, czy w przyszłym roku w ogródkach wyrosną niebieskie kępki. Każde miasto chce mieć swój znak rozpoznawczy - jak wszystko pójdzie dobrze, to nad Człuchowem każdego lata będzie się unosił dyskretny zapach lawendy. Pierwsze koty za płoty, bo podczas urodzinowej fety w Człuchowie rozdawano lawendowe sadzonki. Mieszkańcy otrzymywali je za darmo i mieli wsadzić w ogródkach, a kiedy kępki bujnie wyrosną, podzielić się nimi z sąsiadami, żeby w ich ogródkach też było niebiesko.
- Wpadłam na pomysł, że Człuchów mógłby być lawendowym miastem i powiedziałam o tym Danucie Kordykiewicz, która jest przewodniczącą Rady Miejskiej - opowiada Małgorzata Staszczyk z Człuchowa. - Pomysł się spodobał, a ja się strasznie ucieszyłam, bo lawenda i ja to są już lata przyjaźni. Urzekła mnie, kiedy byłam z córką w Anglii.
Lawendowy zapach zawędrował za Małgosią Staszczyk do jej domu i jest nadzieja, że trafi pod inne strzechy. To dopiero początek, bo w mieście marzy się lawendowy festiwal, czyli spotkanie wszystkich, którzy mają kontakt z lawendą. A jak się okazuje, ludzie to zioło nie tylko suszą.
- Z lawendy można robić cuda i świetnie byłoby, żeby przyjechali do Człuchowa miłośnicy lawendowego zapachu i żeby lawenda była znakiem firmowym naszego miasta - dodaje Staszczyk.
Pani Małgosia właśnie ją suszy i właśnie teraz robi woreczki, w które pakuje wysuszone kwiaty i rozdaje przyjaciołom.
- Lawenda jest jak znalazł, bo nie tylko upojnie pachnie, ale w naturalny sposób odpędza mole, więc przyjemne z pożytecznym - dodaje Staszczyk.
Prawdziwym sprawdzianem dla Człuchowa będzie wiosna - wtedy okaże się, ile z 660 sadzonek rozdanych na 660-lecie miasta się przyjęło i ile z nich zakwitnie w ogródkach.