https://pomorska.pl
reklama

Miłość a prawa fizyki

Kamila Mróz [email protected]
Ania i Maciej Szkulmowscy pracują w Instytucie Fizyki UMK (na zdjęciu obok wahadła Foucaulta). Zgrany zespół tworzą nie tylko w pracy, ale i w domu.
Ania i Maciej Szkulmowscy pracują w Instytucie Fizyki UMK (na zdjęciu obok wahadła Foucaulta). Zgrany zespół tworzą nie tylko w pracy, ale i w domu. fot. autorka
Lekarz z Ameryki nie potrafił ukryć zdziwienia, gdy w mieszkaniu młodych, zdolnych polskich naukowców zamiast lamp zobaczył gołe żarówki.

Ona - otwarta i wygadana. Idealna żona i matka (tak mówi on). Zdolny naukowiec.

On - skryty i małomówny. Bliski ideału (tak mówi ona). Zdolny naukowiec.

Ania i Maciek Szkulmowscy z Torunia udowadniają, że fizyka może być modna, ważna dla gospodarki i dochodowa. Ta sama fizyka, która, niestety, zwykle w szkole kojarzy się z wielką nudą. Dla nich jest zawodem i pasją, bo bez niej nie osiągnęliby tak wiele. Oboje są w Zespole Fizyki Medycznej UMK prof. Andrzeja Kowalczyka - w tym zespole, który skonstruował spektralny tomograf optyczny do obrazowania tylnej komory oka. Skonstruować to jedno, a zainteresować nim przemysł to drugie. Wyprodukowany przez firmę Optopol z Zawiercia jako SOCT Copernicus od kilku lat używany jest przez kliniki okulistyczne na świecie. Szkulmowscy wraz z koleżankami i kolegami dołączyli do grona nielicznych zespołów, których praca naukowa nie idzie do szuflady.

Plusy i minusy

W Instytucie Fizyki UMK widzą się w przelocie, jedzą wspólne obiady, które Ania gotuje w domu, a w pracy podgrzewa w mikrofalówce.

Pracują nad jednym projektem, lecz w różnych dziedzinach. Maciek wykonuje pracę fizyka-informatyka, bo zajmuje się obróbką danych, a Ania jest optykiem i eksperymentatorem.

- Fajne jest to, że możemy współpracować i tworzymy dobry zespół, który również efektywnie funkcjonuje w domu - twierdzi Ania. Z trudem potrafią wskazać minusy wspólnej pracy.

- Pracy bywa bardzo dużo, więc czasami musimy przenosić ją do domu - zdradza wreszcie Maciek.

- Mamy też te same terminy ukończenia projektów - dodaje w końcu Ania.
Chętnie mówią o plusach.

- Rozumiemy specyfikę swojej pracy i nie jesteśmy samotni w przeżywaniu sukcesów, bo druga, najbliższa osoba, naprawdę rozumie ich wagę - mówi Ania.
Córeczkę Łucję, dziś trzylatkę, Ania urodziła w wakacje po drugim roku studiów doktoranckich. Jeszcze tydzień przed porodem stała w laboratorium i składała układ optyczny.

Wracała do pracy powoli. Najpierw na cztery godziny, potem na sześć. Teraz przesiaduje w instytucie więcej, zdarza jej się zostawać na noc, bo popołudnia chce spędzić z rodziną. Pracuje nad doktoratem. Maciek obronę ma już za sobą.
Na początku maja Ania leci na konferencję na Florydę i to jest pierwszy wyjazd naukowy, na który wybiera się tylko jedno z nich. Właśnie ze względu na córkę, bo nie tylko przygotowania są bardzo pracochłonne, sama konferencja wiąże się z kilkoma dniami rodzinnej nieobecności.

- Postanowiliśmy więc dzielić się konferencjami, aby jedno z nas pozostało w Łucją, mimo że ona świetnie czuje się także w towarzystwie babć - opowiadają.

Wolny czas starają się spędzać razem z dzieckiem, chodzą na spacery i na basen. W weekendy chętnie jeżdżą do rodziców w Bydgoszczy, skąd oboje pochodzą.
Poznali się jednak dopiero na studiach w Toruniu. Maciek zaczepił Anię, bo wydawało mu się, że chodzili do tego samego liceum. Ona była przekonana, że w ten sposób chce ją poderwać. "Klasyka" - pomyślała. Od słowa do słowa dogadali się, że mieszkali na tym samym osiedlu, na tej samej ulicy... i w tym samym czteropiętrowym bloku. (- To była jedyna rodzina, której nie znałam - śmieje się Ania.) Od czasu tamtej rozmowy jedynie mówili sobie "cześć".

Kiedyś umówili się, że Anka wpadnie do Maćka w weekend po książkę. Stanęła przed drzwiami jego rodziców i uświadomiła sobie, że nie wie, jak on ma na imię. Na nieszczęście drzwi otworzył nie on, więc Anka zdesperowana, sądząc po wieku pana w drzwiach i młodszego od Maćka chłopca wyglądającego zza drzwi, wypaliła: "Dzień dobry, czy zastałam pierworodnego?".
Parą zostali, gdy Ania była na III roku, a Maciek na IV.

Przemysł docenił

Maciek wszedł w skład Zespołu Fizyki Medycznej na III roku studiów za sprawą ojca - lekarza, który chciał zweryfikować pewne rozwiązania w warunkach naukowych, zatem skontaktował się z szefem zespołu medycznego. Ania związana była z innym zespołem, a u prof. Andrzeja Kowalczyka zjawiła się przypadkiem, zainteresowana kwantami, mogła dzięki temu nawiązać współpracę z jednym z najlepszych profesorów w tej dziedzinie, prof. Czesławem Radzewiczem z Warszawy. Okazało się też, że wkrótce mają rozpocząć się badania kliniczne na spektralnym tomografie optycznym skonstruowanym przez zespół w oparciu o pracę magisterską Macieja Wojtkowskiego. Szukano kogoś, kto zajmie się pomiarami w klinice prof. Józefa Kałużnego w Collegium Medicum w Bydgoszczy. Ania podjęła się wyzwania i przy tym została. Teraz pracuje nad tomografem, który będzie optymalizowany na badanie przepływu krwi w siatkówce oka. Realizuje go w ramach programu Ventures z Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Optopol wyraził wstępną wolę wprowadzenia go do produkcji.

Maciek specjalizuje się w fizyce komputerowej. - Komputer jest moim narzędziem pracy, opracowuję dane, które trzeba przerobić na obrazy, uwzględniając całą masę praw fizyki, związanych, np. z konstrukcją urządzeń pomiarowych czy własnościami tkanki oka - wyjaśnia. Opracowuje odpowiednie algorytmy, które potrafią "wyjąć" z danych wiedzę potrzebną do tworzenia coraz doskonalszych tomogramów. Pracuje także w Biurze Badawczo-Rozwojowym Optopolu, który firma z Zawiercia otworzyła w Toruniu, zatrudniając młodych naukowców wywodzących się z zespołu.

W tym roku oboje dostali kolejne Stypendium Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, programu START. Cieszą się, że nie muszą przeznaczać go na konkretny cel naukowy, bo w końcu chcą trochę zająć się domem.

Ich mieszkanie, jak sami mówią, urządzone jest metodą łowiecko-zbieracką. Stara ława ogrodowa pełni funkcję stołu kuchennego, a zepsuta lodówka - szafki. Powoli zaczęło im to przeszkadzać, bo choć sami nieco się przyzwyczaili do swojego gniazdka, reakcja gości przypomina im, że należałoby spojrzeć na nie krytyczniejszym okiem.

W zeszłym roku odwiedził ich znajomy Maćka z Ameryki, na którym kolosalne wrażenie zrobiły gołe żarówki w mieszkaniu młodych, zdolnych, polskich naukowców.

Po prostu działał!

Ania, nie ukrywając, że pracuje bardzo dużo, uważa, że ma sporo szczęścia. - Jak dostaje się jeden grant, to później udaje się wygrywać w kolejnych projektach. To samonakręcające się koło. Przykro mi, że ci którzy oceniają te projekty, nie zawsze są w stanie dostrzec, że praca Maćka i innych członków naszego zespołu jest tak samo ważna, jeśli nie ważniejsza niż moja; optyka dobrze się sprzedaje - mówi. - Stypendia są jednak rzeczą wtórną. Najbardziej dumna jestem z tego, że na pierwszym roku studiów doktoranckich udało mi się zaprojektować układ optyczny, który po prostu działał. Zresztą cały zespół spisał się świetnie: i optycy, i elektronicy, i programiści. Urządzenie wsadziliśmy do samochodu, zawieźliśmy do kliniki i sprawdziliśmy na pacjentach. Po kilku drobnych ulepszeniach stało się ono prototypem komercyjnego tomografu, który teraz się świetnie sprzedaje i jest bardzo pożytecznym narzędziem w diagnostyce okulistycznej.

Maciek oszczędnie: - Cieszę się z tego, że moja praca jest niezbędna zespołowi i wykorzystywana przez lekarzy w tomografach.

Twierdzą, że rzadko się zdarza, aby jedna osoba zrobiła coś światowego. Zespół osób złożony z ekspertów ma na to zdecydowanie większą szansę. Oni właśnie tak pracują.

Wywodzą się ze szkoły prof. Andrzeja Kowalczyka. - To profesor nauczył nas pisać wnioski o granty, bo jeśli nie potrafimy przekonać pięciu nie związanych z tematem osób, że nasza praca jest ważna, to nie dostaniemy na nią pieniędzy. Wielu doktorantów kończy studia i nie umie tego zrobić, bo zostali źle przygotowani do systemów grantowych. Podejrzewam, że zatrudnienie na etatach odchodzi do przeszłości. Teraz dostaje się kontrakty na dwa - trzy lata i trzeba dbać o to, aby mieć efekty. My jesteśmy uczeni myślenia w tych kategoriach - wyjaśnia Ania.

Większa szansa

Jak wyobrażają sobie siebie za 10 lat? - Najpewniej będziemy nadal związani ze światem naukowym. Praca twórcza przynosi wiele satysfakcji, a można ją wykonywać na wiele sposobów. Na uczelni jako pracę badawczą, w biurze badawczo-rozwojowym ma ona trochę inny charakter, ale za to jest większa szansa, że nasz pomysł zostanie wdrożony i będzie z tego korzystać wiele osób - mówi Maciek.

Jeśli zdecydują się na czasowy wyjazd za granicę, to z pewnością nie z przyczyn finansowych, tylko po to, aby rozwijać się naukowo. W Polsce nie ma bowiem drugiego takiego ośrodka naukowego zajmującego się tomografią optyczną.

Wybrane dla Ciebie

Czerwcowa waloryzacja emerytur - jest nowy wskaźnik. Tak urosną świadczenia od lipca

Czerwcowa waloryzacja emerytur - jest nowy wskaźnik. Tak urosną świadczenia od lipca

Tym osobom należy się prawie 350 złotych dodatku do emerytury. Oto zasady wypłaty

Tym osobom należy się prawie 350 złotych dodatku do emerytury. Oto zasady wypłaty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska