Cały kąt holu naszej redakcji zapełniają książki. Kąt rozrasta się z dnia na dzień, bo wciąż donosicie, drodzy Czytelnicy, coraz to nowe czytadła dla biblioteki w Zadusznikach. Tej, która spłonęła. Byłam kiedyś w bibliotece w Zadusznikach i widziałam dzieci, które z pobliskiej szkoły, wprost po lekcjach, przychodziły do pani bibliotekarki po lekturę. Albo po prostu po coś do czytania. Teraz trzeba coś zrobić, żeby znów na półkach był i mocno zaczytany Joe Alex i romanse w lakierowanych, luksusowych okładkach. Żeby były lektury, które już nie są w kanonie (kto by pomyślał, że taki los spotka "Kolumbów") i wiersze, które nigdy nie stracą na urodzie. Dla dzieci, dla dorosłych... W naszym zmaterializowanym, zbanalizowanym świecie dobra książka jest czasem jak koło ratunkowe. Tak łatwo dać się dziś zwariować!
Na szczycie tej góry książek, która pewnie już niebawem trafi do Zadusznik, wypatrzyłam "Leksykon pomyłek". Wystarczy przerzucić tę książeczkę, by przekonać się, że żyjemy... w błędzie. Wyspy Kanaryjskie wcale nie są ojczyzną kanarków, Woodstock (festiwal) nie odbył się w Woodstock, Lukrecja Borgia wcale nie była potworem... Aż kusi, żeby poszukać przykładów na błędy stereotypowego myślenia bliżej niż na Kanarach.
Takie na przykład powiedzenie: "Klient nasz pan". Zdążyliśmy się już - po latach siermiężnego handlu - przyzwyczaić do tego "luksusu". Tymczasem zadzwoniła do mnie w tym tygodniu Czytelniczka, oburzona zachowaniem kasjerki w jednym ze sklepów obuwniczych przy 3 Maja. - Zostałam wyproszona ze sklepu bo wjechałam tam z wózkiem. A chciałam kupić papetki dla dziecka! I to jest właśnie to. Żyjemy w błędzie, jeśli się nam wydaje, że w handlu wreszcie zaczęła być respektowana zasada, że "klient nasz pan". Owszem, pan, do momentu, gdy coś kupi. W gorszej wersji klient nie jest panem nawet wówczas, gdy chce coś kupić. No cóż, drodzy Czytelnicy, pozostają nam chyba tylko Wyspy Kanaryjskie. Bez kanarków. Czego i Państwu, i sobie życzę na ten weekend.
